„Półmistrz” to historia, którą trudno mi porównać do jakiejkolwiek innej. Podobnie z piórem autora – nie znajduję powiązania z innymi polskimi pisarzami. Ba, gdybym nie wiedziała, kto jest autorem, w ciemno stwierdziłabym, że to w ogóle nie jest literatura polska (i gdyby bohaterowie nie byli Polakami).
Duszne afrykańskie powietrze przeplatane polską morską bryzą wypełnia nozdrza czytelnika i walczy o swego rodzaju pierwszeństwo, o uwagę. Walka jest dosyć równa. Podobnie jak postaci głównych bohaterek – Joy Makeby oraz Zuzanny Fleming.
Mojego męża poznałam podczas tańca. Choć oficjalnie spotkaliśmy się wcześniej, to jednak właśnie na parkiecie uświadomiłam sobie, że jest tym, za którym całe życie tęskniłam. Dlatego nigdy nie uwierzę, że gdy ciało sunie w rytm muzyki po parkiecie, to można to nazwać jedynie miłą rozrywką.
Historia szczególnie wyczulonej na metamorficzne cykle życia owadów Marii, wzorowana na życiu niemieckiej przyrodniczki Marii Sibylli Merian, to historia o samotności wśród najbliższych i o wielkiej miłości do tych, których serca można mierzyć w milimetrach.
Gallagher Fenwick uniknął tego, co zazwyczaj przeszkadza mi w biografiach (pewnie dlatego nie przeczytałam ich dużo) – przeładowania. Jego książki nie czyta się jak encyklopedii. Dziennikarz łączy fakty, pokazuje związki przyczynowo-skutkowe, pozwala wysnuwać wnioski, nie przekonując nas na siłę do swoich.