Małżeństwo z rozsądku, niezgoda na niesprawiedliwość, chęć zemsty – nie trzeba cofać się o dwieście lat, żeby usadowić akcję we obecnych czasach. Jeśli do tego dołożymy opresyjną religię, rasizm i system kastowy, to naprawdę przyjdzie nam uznać, że przez dwa wieki nie tak wiele się zmieniło.
Tajemnicze morderstwa, powolne podtruwanie, przejmowanie majątków – to wszystko Grann pokazuje nam, dzieląc swoją książkę na trzy części: pierwszą poświęconą morderstwom, drugą skupioną na śledztwie i trzecią oddającą głos współczesności i potomkom Osagów. Wszystko to układa się we wspaniałą historię o chciwości, rasizmie i układach.
W tej powieści nic nie dzieje się przypadkiem. Nawet tytuł, który mógłby wydawać się nieco dziwny i zbyt abstrakcyjny, wcale taki nie jest. Idealnie streszcza to, co dzieje się na kartach książki. A dzieje się sporo. Głównie między kobietami, między pokoleniami, między rodzinami. Tu wszystko jest takie „pomiędzy”. Zderzają się światy, a czytelnik/czytelniczka jest pomiędzy. I balansuje między nimi.
Książka, o której mowa, jest trochę jak powieść drogi, przy czym drogą jest ostatnia prosta do cmentarza. Brutalne, ale prawdziwe. Kiedy Olga dowiaduje się, że zostało jej w sumie niewiele życia, postanawia wykorzystać je najlepiej jak może. Banalne?
Nie wiem, jakich słów użyć, by Was przekonać. Powiedzieć, że trudno było mi się od niej oderwać, to tak jakby nie powiedzieć nic. Ta powieść uruchomiła we mnie mnóstwo emocji, ale trudno, żeby było inaczej, gdy opowiada się historię intymną, własną, szczególnie ważną.