Recenzje

„Czerwone dziewczyny. Legenda rodu Akakuchibów”
Kazuki Sakuraba

przez

Wobec autorów pochodzących z odmiennych kulturowo krajów zawsze czuję jakiś dystans. Nie oceniam ich źle, wręcz przeciwnie. Po prostu czuję dreszcz niepokoju polegający na tym, że nie wiem, czy aby na pewno zrozumiem ich przekaz. Tak często życie w podobnej rzeczywistości powoduje nieporozumienia, a co dopiero, gdy ta rzeczywistość jest zupełnie inna?

Takie właśnie refleksje naszły mnie, gdy sięgnęłam po Czerwone dziewczyny. Legenda rodu Akakuchibów Kazuki Sakuraby. Historia od pierwszych stron zapowiadała się niezwykle ciekawie. Lata pięćdziesiąte. Japonia. W małym miasteczku Benimidori zostaje porzucona dziewczynka. Nie wiadomo, kim jest i skąd dokładnie pochodzi. Wiadomo tylko, że zostawili ją tajemniczy „ludzie z gór”. Rodzina, która postanawia ją przygarnąć, nadaje jej imię Manyō. Z czasem okazuje się, że Manyō nie jest zwykłym dzieckiem – posiada dar jasnowidzenia, który naznacza całe jej życie i powoduje, że nigdy nie staje się taka, jak wszyscy. Spokojna, wyważona, zawsze na straży rodziny, podporządkowana woli swojej władczej teściowej.

Drugą kobietą, która odgrywa szczególną rolę, jest córka Manyō, Kemari. To zupełnie inny typ kobiety – zadziorna buntowniczka, stojąca na czele kobiecego gangu motocyklowego, niejednokrotnie spędza sen z powiek matce. Nie stosuje się do reguł, nie dopasowuje do większości. Wręcz przeciwnie –sama jest napędem dla rówieśniczek i stanowi dla nich wzór do naśladowania. Kiedy umiera jej najbliższa przyjaciółka, Kemari postanawia zmienić swoje życie i oddaje się pasji tworzenia mangi, stając się popularną artystką.

Z losem tych dwóch niezwykle odmiennych kobiet zderzona zostaje Toko, córka Kemari. Jedyne dziecko artystki, urodzone w wyniku zaaranżowanego małżeństwa, na tle swojej matki i babki wydaje się zwyczajną dziewczyną. Uczy się, spotyka z przyjaciółmi, szuka swojego miejsca na ziemi, kocha. I choć mogłoby się wydawać, że jest po prostu nudna, to jednak odważnie podejmuje się rozwiązania zagadki morderstwa, do którego na łożu śmierci przyznaje się babka.

Niezwykłe są losy bohaterek. Autorka stworzyła obraz kobiet, których nie da się zapomnieć ani pomylić. Historia Manyō, Kemaris czy Toko nie jest tylko historią trzech kobiet. Stają się one również w pewien sposób symbolami zmian społeczno-kulturowych, zachodzących w Japonii na przestrzeni pięćdziesięciu lat. Babka – żyjąca w czasach tradycyjnych wierzeń, wychodząca za mąż „bo tak powinno być” z wybranym przez (jakby nie było) obcą kobietę, która staje się jej teściową. Matka, żyjąca w czasach kapitalizmu i mogąca sobie pozwolić na bycie indywidualistką, ale tylko do momentu, gdy pojawia się zagrożenie dla interesów rodziny – wówczas staje na wysokości zadania i ratuje sytuację. Córka to już współczesność – jak miłość to po grób, jak praca to tylko taka, w której się spełnia. To, co różni trzy pokolenia kobiet, to możliwość wyboru. Manyō go nie ma -wychodzi za mąż, bo tak postanowiła głowa rodu Akakuchibów. Kemari ma większy wpływ na swoje życie, ale kryzysowa sytuacja pokazuje, że mimo wolności, jaką posiada, w końcu musi się podporządkować. Toko całkowicie sama decyduje o sobie.

Prawdą jest, że powieść jest nierówna – czytając pierwszą część, zapomniałam o świecie, w trakcie drugiej już sobie o nim przypominałam, a podczas pochłaniania trzeciej mogłam już nawet odłożyć książkę bez pretensji do całego świata, że odciąga mnie od lektury. Jednak, pomimo pewnych niedoskonałości, uważam tą powieść za jedną z najlepszych, jakie przeczytałam w ostatnim czasie. Bez dwóch zdań.

Może Ci się również spodobać: