„ (…) – Sama możesz wierzyć w co chcesz, ale musisz niestety nauczyć się tolerancji.
– Co to jest? – zapytało kwaśno dziecko.
– To respektowanie cudzych poglądów.
– A co znaczy respektowanie? – krzyknęła Sophia, tupiąc.
– Pozwolić innym wierzyć w to, co chcą! – odkrzyknęła babka – Ja ci pozwalam wierzyć w czorta, a ty mnie zostaw w spokoju!”
Nie stanę się myślicielką godną Wikipedii, jeśli stwierdzę, że życie zatacza koło. Rodzimy się, dojrzewamy, uczymy się świata, uczymy go innych, starzejemy się, umieramy. Choćbyśmy byli największymi indywidualistami, to nikt z nas nie uchroni się przed tą uniwersalną prawdą. Ta myśl nie opuszczała mnie podczas lektury „Lata” Tove Jansson. Wchodziłam w świat Sophie i jej babki bardzo ostrożnie, bez przekonania, choć książka zapowiadała się niezwykle interesująco.
Tove Jansson znana jest głównie jako autorka historii o Muminkach. Jednak „Lato” to naszpikowana metaforami lektura dla dorosłych, na którą składają się dwadzieścia dwa rozdziały, będące swoistymi przypowieściami. Można ją otworzyć na dowolnym rozdziale i czytać go niezależnie od reszty. Można dać ponieść się morzu, poczuć piasek w oczach podczas sztormu, poobserwować kwitnące kwiaty. Jansson uczyniła głównymi bohaterkami sześcioletnią Sophie oraz jej babkę, która de facto mogłaby być jej prababką, bowiem urodziła się jeszcze w dziewiętnastym wieku. Żyją wraz z tatą Sophie na jednej z malutkich fińskich wysepek. Babka, jako jedyna dorosła kobieta w życiu dziewczynki, uczy ją świata wedle swoich bardzo nietypowych zasad („Cholerny smarkacz, pomyślała babka, okropne dziecko, ale to zawsze tak bywa, gdy oni zabraniają wszystkiego, co przyjemne. Ci, co to są w odpowiednim wieku”). Dzięki tej kobiecie dzieciństwo wnuczki nie jest zwyczajne – przynajmniej, jeśli porównamy je z dzieciństwem, w którym główną rolę odgrywa tablet i milion innych gadżetów, bez których coraz częściej nasze pociechy nie potrafią się obyć.
Początki były trudne. To zdecydowanie nie jest książka, którą można po prostu przeczytać. Choć okładka, format, a nawet czcionka mogłyby wskazywać na lekką i prostą lekturę, to jednak „Lato” na pewno do takowych nie należy . Żeby zrozumieć, o co chodzi w każdym z rozdziałów, trzeba „wejść’ w tę książkę bez „rozpraszaczy”, poczuć klimat szkierowej wysepki, poczuć bryzę morską na twarzy. Trzeba dopuścić do głosu trzecią bohaterkę, nienazwaną wprost, nieprzedstawioną z imienia, a jednak obecną na każdej stronie – przyrodę. Stanowi ona nieodłączny element życia, o czym pięknie mówi przyjaciel babki podczas swojej wizyty „Jest coś bardzo pięknego w przeżywaniu krajobrazu swej późnej starości wśród przemijającego lata”.
Mam nieprawdopodobny problem z tą książką z wielu powodów. Przede wszystkim spodziewałam się czegoś innego. Chyba zbyt mocno Tove Jansson zakorzeniła się w mojej głowie jako autorka ulubionej bajki z mojego dzieciństwa. Nie umiałam się odnaleźć. Szukałam czegoś na kształt klimatu Muminków, choć nikt nigdy nie powiedział, że cokolwiek w tej książce może go przypominać. Poza tym nie lubię krótkich form, a – tak jak wspomniałam wcześniej – „Lato” to zbiór krótkich przypowieści. Z drugiej jednak strony co jakiś czas rozmowy wnuczki z babką o miłości, Bogu czy życiu, niby banalne, zatykały dech w piersiach swoją trafnością. Trudne sprawy w prostych słowach.
Staram się być obiektywna – to nie była książka dla mnie. Jednak nie mogłabym jej odradzić komukolwiek, bo jestem przekonana – o czym świadczą liczne bardzo pozytywne recenzje „Lata” – że dla wielu czytelników będzie to szczególnie piękna przygoda.