Przyszło mi pisać tą recenzję, kiedy za oknem szaro, buro i nieprzyjemnie. Kiedy rano nie chce się wstawać, a wieczory są krótsze, bo sen ogarnia wcześniej niż zwykle. Brak energii, która rozpierała mnie przez ostatnich kilka słonecznych tygodni (miałam niezwykle pogodny urlop!) powoduje niemoc i sama nie wiem, czy pisanie o gorącym klimacie Omanu podziała na mnie motywująco. Na pewno pozytywnie zadziała pisanie o książce pełnej kolorów, bo taka dla mnie była „Angielka” Katherine Webb. Być może pod wpływem okładki, która rzucała mi się w oczy w mediach społecznościowych od jakiegoś czasu. Nie wiem, co w niej takiego.
Akcja „Angielki” prowadzona jest w dwóch planach czasowych. Już sam fakt tego sposobu prowadzenia opowieści jest dla mnie atutem – mam do niego sentyment. Z jednej strony mamy rok 1958, kiedy to główna bohaterka, Joan Seabrook, postanawia spełnić swoje marzenie z dzieciństwa i odwiedzić Arabię. Dzięki koneksjom udaje jej się dostać do Omanu, dokładniej do miasta Maskat, gdzie mieszka jej idolka – Maude Vickery – pierwsza kobieta, której udało się przemierzyć Pusty Kwartał Arabii. Pod wpływem starszej kobiety Joan pakuje się w pełną niebezpiecznych przygód historię, podczas której dowiaduje się okrutnych rzeczy na temat swoich najbliższych i która diametralnie zmienia jej życie.
Drugim planem czasowym są lata młodości Maude. Poznajemy atmosferę bogatego domu, w którym dorastała, dowiadujemy się, skąd jej zamiłowanie do pustyni, w jaki sposób dokonała swojego wyczynu, jak nieszczęśliwie kochała i jak bardzo się rozczarowała. To historia o niezwykle silnej kobiecie, która nie zapomina wyrządzonych krzywd.
Dwie kobiety – jedna młoda, spragniona wrażeń, nieodpowiedzialna i nieopierzona. Druga dojrzała, tajemnicza, dystyngowana, pragnąca sprawiedliwości, bez hamulców w dążeniu do celu. Można by powiedzieć „mściwa”, ale czy naprawdę właśnie taka była Maude Vickery? Nie wydaje mi się. Pragnęła sprawiedliwości i chciała walczyć o siebie. Taką naukę przekazała też Joan, która finalnie zaczęła trzeźwo patrzeć na swoje życie i podejmować sensowne decyzje.
Lubię wyraźnych bohaterów. Doceniam umiejętność stworzenia postaci, które przyciągają mnie do siebie, zaintrygują, dodadzą trochę pieprzu do opowieści. Głównej bohaterce się nie udało. Dla mnie była rozmemłaną, średnio interesującą, mało konkretną dziewczynką, która pojawiła się w miejscu zdecydowanie nie dla niej przeznaczonym. Być może to zabieg celowy, bo dzięki temu jej idolka wysunęła się na pierwszy plan, a może po prostu w kobietach takich jak Maude łatwiej odnaleźć mi coś z siebie samej i dlatego stają mi się bliższe.
„Angielka” zabiera nas do obcego kraju, pokazuje inną kulturę, konflikty społeczno-polityczne. Daje nam możliwość obcowania ze światem odległym i niezwykle tajemniczym. Za to cenię szczególnie tą książkę. Lektury, które dostarczają wiedzy pod postacią rozrywki, jaką jest czytanie, to najlepsze, co może spotkać czytelnika. Dlatego – mimo pewnych niedociągnięć w postaci lekkiego przynudzania przez pierwszych sto stron – uważam, że to opowieść godna polecenia na zbliżające się chłodne wieczory.