Recenzje

„Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu”
Marcin Wójcik

przez

Podobno Hipokrates uważał, że utrata nasienia może prowadzić do uwiądu rdzenia kręgowego i śmierci. Skoro ojciec medycyny tak twierdzi, to pewnie tak jest. Drżyjcie panowie, bo nie znacie dnia ani godziny…

Pierwszy raz trudno mi zacząć pisać recenzję. Przyznaję. Nie potrafię znaleźć słów, aby w swoim stylu rozpocząć pisanie o książce, do recenzji której musiałam najzwyczajniej dojrzeć. I nie to, że moje dojrzewanie trwa kilkadziesiąt dni. Nie to, że tak cudownie nagle mnie oświeciło i już wiem, co napisać. Nie wiem. Ciągle się miotam. Próbuję poukładać swoje myśli, wyzbyć się uprzedzeń i przekonań, wspiąć się na szczyt mojego prywatnego Mount Everestu, gdzie znajdę pokłady obiektywizmu. Powiem Wam jednak, że niezwykle trudne to zadanie.

Miłość i pożądanie. Brzmi jak zapowiedź sensacji, dramatu, erotyku (nie mylić z porno!). Jednak, gdy temat dotyczy Kościoła, od razu w mojej głowie wysuwa się szuflada z zakazanymi tematami – pedofilia, pornografia, homoseksualizm, celibat. Ostatnim, najłagodniejszym, postanowił zająć się Marcin Wójcik w swoich reportażach dotyczących stanu duchowieństwa katolickiego, jego ciemnej i coraz częściej komentowanej strony.

Czytając „Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu” ciężko utrzymać emocje na wodzy. Niby temat powszechnie znany, niby już wszystko zostało powiedziane i każdy wie, jak jest (albo tak mu się tylko wydaje). Jedni przeczytają i pokiwają znacząco głową stwierdzając, że to nic nowego, a jeszcze inni wrzucą książkę do kosza już po paru stronach uznając ją za jedną wielką herezję. Kwestia podejścia do Kościoła. Trudno tutaj znaleźć złoty środek, ale też chyba nie o to chodziło autorowi. Poprzez historie swoich bohaterów przedstawił nam świat za murami seminarium, plebanii czy zwykłego domu, w którym kobieta czeka wraz z synem na swojego ukochanego. Księdza.

Dla wielu będzie to mocna i wstrząsająca lektura. Można by pomyśleć, że Wójcik nie pozostawił ani grama niepewności co do swojego podejścia do duchowieństwa. Sam był w seminarium, pracował w katolickiej gazecie, potem znalazł się w środowisku „Gazety Wyborczej”. Niektórzy mu przyklasną, a jeszcze inni obrzucą błotem. Ja jednak zostawię to bez komentarza, bo żadna historia nie zaskoczyła mnie szczególnie. Skupiłam się bardziej na tej okrutnej samotności, jakiej doświadczają mężczyźni oddający się całkowicie „Służbie Bożej”. Nadzwyczaj wiele współczucia we mnie dla młodych, którzy –wierzący, że to odpowiednia dla nich droga, zmamieni pieniędzmi, czy też po prostu przekonani przez rodzinę lub księdza – zostają sami z własną seksualnością. Wójcik idzie daleko opisując eskapady do nocnych klubów czy zbiorowy seks w sypialni księdza proboszcza. Nie wiem, czy to potrzebne tej książce – może dla wywołania większego zamieszania? Jednak w tym wszystkim nie zapomina pokazać nam zwykłego człowieka, którym szarpie frustracja, wewnętrzna walka pomiędzy tym, co narzucone przez instytucję, której się oddał przekraczając próg seminarium a zwykłą ludzką potrzebą. Bo nikt nie powiedział, że w momencie podjęcia decyzji o przywdzianiu sutanny fizjologia zacznie funkcjonować inaczej. Ci ludzie muszą sobie radzić i radzą sobie tak, jak potrafią, wielokrotnie gubiąc się i zatracając w imię zakazów postawionych przez Sobór Laterański. Nie staję po ich stronie. Współczuję, że wybrali drogę, która skazuje ich na wieczny brak całkowitego spełnienia.

Może Ci się również spodobać: