Recenzje

„Dwanaście niedokończonych snów”
Natasza Socha

przez

Choinki wyszły na ulice. Ktoś zdecydował, że to już czas. Wiszą na latarniach ustawionych wzdłuż głównej drogi, którą jeżdżę każdego dnia do pracy. Bogato ozdobione sztuczne iglaki pojawiają się w centrach handlowych, przyciągając małe dzieci i mikołajkowo – bożonarodzeniowe zniżki (nie na dzieci, bo kto by kupił?). Robi się prawdziwie świątecznie. Powoli w skrzynkach e-mailowych pojawiają się zaproszenia na firmowe wigilie, na które mało kto chce iść, ale wszyscy oczywiście stawią się jak jeden mąż. Zaczyna się wyścig na prezenty i ilość zaplanowanych potraw na stole wigilijnym. Ostatnie mycie okien, porządki w szafach, czyszczenie rodowych kryształów wyciągniętych z ciemnych zakamarków meblościanki. W końcu Święta Bożego Narodzenia za pasem! Porządek musi być. Ten jeden raz w roku chociaż.

A ja sobie odpuszczam. Spokojnie, bez nerwów (i kryształów) kończę ten rok pełen dobrych zmian (bez skojarzeń!). Pierwszy raz również nastrajam się książkowo. Ponieważ wydawcy zaproponowali nam sporo pięknych, świątecznych okładek, a ja – jak przystało na okładkową srokę – nabieram się na to jak moje dzieci na grubawego, brodatego chłopa wciskającego się przez komin do naszego domu, dlatego musiałam sobie takową książkę sprawić. Jako, że nie zawsze za okładką idą dobre treści (to już zostało ustalone dawno temu), starałam się nie zepsuć sobie humoru i bardzo ostrożnie wybierałam lekturę. Ktoś coś odradził, ktoś coś doradził i stało się – „Dwanaście niedokończonych snów” Nataszy Sochy zawędrowało na mój regał, by spaść z niego z hukiem prosto do moich rąk.

Jeśli ktoś miał okazję poznać twórczość tej pisarki, wie, że u niej nigdy nic nie jest zwyczajne. Jej książki zalicza się do nurtu literatury kobiecej, co niektórzy rozumieją bardzo opacznie jako „tej słabszej”, tzw. czytadełek. Jak z tymi czytadełkami u mnie jest to wiadomo. Omijam. Ale ominąć Nataszę Sochę to tak jakby zapomnieć odebrać dziecka z przedszkola – może się zdarzyć (coś o tym wiem), ale potem trzeba szybko naprawić swój błąd. Zróbcie swój przedświąteczny rachunek sumienia. Naprawcie błędy.

„Dwanaście niedokończonych snów” to książka nieoczywista. Niby mamy grudzień, niby mamy zbliżające się święta, ale nic, co się tu dzieje, nie jest słodko – pierdzące, przepełnione lukrem i posypane cynamonem. Mimo to smakuje wybornie. Głównie ze względu na niebanalną galerię postaci, ale także ważne prawdy podane nie wprost. Mamy tu stonowaną, bojącą się własnego cienia miłośniczkę nietypowej sztuki w postaci Momo, jej matkę Pati, która (z uwagi na swój zawód tanatokosmetologa) częściej obcuje z umarłymi niż żywymi oraz moją ulubioną Rebekę, nieokiełznaną nauczycielkę historii, której ironia jest dla mnie mistrzostwem świata. Szczerze mówiąc, opiłam się Rebeką i nie chcę wytrzeźwieć.

Oczywiście nie jest to świat tylko kobiecy. Mamy Seweryna, który jest „nosem” (sami musicie dowiedzieć się, o co chodzi), garderobianego K(u)sawerego oraz bawidamka i jednocześnie ojca Momo, Perkoza. Wydawałoby się, że każdy bohater jest z innej bajki, tymczasem Socha tak zgrabnie splotła ich losy ze sobą, że wszyscy razem stanowią niezłe kompendium wiedzy na temat oryginalnych osobowości.

Jednak ta historia to nie tylko wysyp nietuzinkowych postaci. Jest w tym wszystkim sławetne drugie dno, bowiem tytułowe sny mają swoje znaczenie. Aby je zrozumieć, główna bohaterka musi przejść wewnętrzną, niełatwą metamorfozę. Swoistą przemianę przechodzą również inni bohaterowie. Chociaż „Dwanaście niedokończonych snów” jest do połknięcia w parę godzin, to warto się nią delektować. Zatrzymać, zastanowić się. Tu naprawdę nic nie jest oczywiste i proste. A każdą „ważną sprawę” Natasza Socha rozbraja swoją ironią i poczuciem humoru.

Na koniec powiem Wam, że to wcale nie jest książka tylko na zimową porę. To książka na absolutnie każdy czas. Takie właśnie są historie Nataszy Sochy. Jej sposobu pisania i odmienności w podejściu do „sprzedawania treści” nie spotkałam u nikogo innego. To niezwykły dar, który – na szczęście – pisarka rozwija w każdej swojej książce. Dobrze, że już 31 stycznia 2018 roku pojawi się kolejna!

Może Ci się również spodobać: