Dwa małe szatany. Możecie mnie wyklinać, ale sześciolatek i dwuipółlatka (dziatwa moja) to prawdziwe szatany. Jak się zawezmą to nie dadzą żyć. Nie pomagają groźby, nie pomagają ostrzeżenia, prośby w stylu „Mamusia czyta, zajmijcie się sobą”. Oj nie. „A co czytasz?”. Pomyślałam, że co mi tam, pokażę. Popatrzyli na okładkę, na siebie, na mnie i… poszli. Chyba zrozumieli, co im grozi, jeśli zaraz nie zostawią matki w spokoju. Dzięki Bogu za Lego. I za Agnieszkę Lingas – Łoniewską. Swoją najnowszą książką „W szponach szaleństwa” dała mi kilka godzin spokoju. Nie. Wróć. To nie było kilka spokojnych godzin. Bo uwierzcie mi – cztery godziny na wdechu to trochę wyczyn. Przy dwudziestej szóstej stronie obstawiłam zabójcę myląc się przeokrutnie. Potem było już tylko gorzej. Ze mną. Łapałam powietrze co kilka stron zastanawiając się, czy dotrwam do końca bez interwencji karetki. A szatany? Poległy na dywanie przytulając ludziki z Lego. Bardzo pedagogiczne.
Ciężko być oryginalną, jeśli chodzi o ocenę twórczości Agnieszki Lingas – Łoniewskiej. O tym, że jest wielbiona przez rzesze członkiń Sekty Agnes wiadomo nie od dziś. Zupełnie nie zdziwi mnie, jak za parę lat jej kandydatura pojawi się w wyborach prezydenckich. Już widzę tłum fanów w czerwonych koszulkach skandujący „Lingas – Łoniewska na prezydenta!”. To byłoby coś – Partia Czytających Książki jako rządząca w polskim parlamencie. A tak poważnie, to uwielbienie dla pisarki nie jest niczym dziwnym. Przecież tworzy dla każdego – dla zwolenników romansów, obyczajówek, thrillerów i New Adult. Nawet kotów. Są pisarze, którzy polegli na takim podejściu, ale to nie ten przypadek. Jej najnowsza książka to krwisty thriller, w którym spotykamy się ze szczególnego rodzaju okrucieństwem, fanatyzmem, zaburzeniami i dewiacją. Mamy zderzenie świata wykształconych pedagogów Uniwersytetu Wrocławskiego ze światem zabobonów i sekciarskim kultem Ateny.
We Wrocławiu zostają znalezione zwłoki bardzo zdolnej studentki Wydziału Historycznego tamtejszego uniwersytetu. To, co zrobił jej zabójca, przechodzi najśmielsze oczekiwania i w żaden sposób nie pozwala na myślenie o nim inaczej, jak o psychopacie. Śledztwo prowadzi komisarz Ewa Barska, która w całą sprawę zostaje wmieszana również uczuciowo. O tym, że autorka potrafi pisać romanse wszyscy wiedzą. Niemniej jednak ja jestem jej szczególnie wdzięczna za to, że tak dobrze wyważyła w tej książce proporcje między gatunkami. Bo to nie jest romans i nie tego oczekiwałam. Na szczęście po prostu porządnie splotła wszystko ze sobą tak, że nie miałam wątpliwości, z jakim gatunkiem mam tutaj do czynienia. Akcja nabiera tempa z każdym rozdziałem, co spotęgowane jest dwutorową narracją – z jednej strony toczy się śledztwo, a z drugiej wchodzimy w meandry umysłu psychopaty, poznając motywy jego działania. Autorka skrupulatnie wpuszcza nas w tak zwane maliny zmieniając tropy i podstawiając nam teoretycznie jasne rozwiązanie, by po chwili skierować nasze prywatne śledztwo w zupełnie przeciwną stronę. Oj, można się spocić przy tym ganianiu za mordercą. Zwłaszcza stając po stronie któregokolwiek z bardzo charakterystycznych bohaterów.
„W szponach szaleństwa” to lektura obowiązkowa dla tych czytelników, którzy w książce lubią się zatracić, zapomnieć o otaczającym świecie, poświęcić wieczór na niełatwe spotkanie z bardzo nieprzewidywalnym mordercą. Zdecydowanie odradzam czytania tej książki „po kawałku”. Tu trzeba pozwolić się oddać akcji, zostać cieniem bohaterów, przeżywać całym sobą to, co funduje nam autorka. Naprawdę warto.
I jeszcze jedno krótkie pytanie do wydawnictwa: czy mogliby Państwo dodawać do książek Agnieszki Lingas – Łoniewskiej jakieś Lego? Żeby dzieci uśpić