Pamiętacie czasy, kiedy jako sześcio- czy siedmiolatkowie dostawaliście klucz do domu zawieszony na tasiemce lub zwykłej sznurówce i za pełną zgodą rodziców biegliście na osiedle bawić się z rówieśnikami? Ja pamiętam. Jeszcze dziś czuję lekki ciężar na szyi i obijający się o moje zęby metal, wyprawiający różne akrobacje podczas skakania w gumę. Wychodziłam rano, wracałam na obiad, po czym znowu znikałam. Nie było telefonów komórkowych. Ba, nawet na stacjonarny trzeba było sobie zasłużyć! Smartwatch nie istniał, a GPS można było skojarzyć tylko z jakimś amerykańskim filmem science-fiction. Choć dzięki tej samodzielności nauczyłam się radzić sobie w różnych sytuacjach i wspominam te czasy z nostalgią, to za nic w świecie nie umiem sobie wyobrazić, że takim zaufaniem obdarzam swojego (prawie) siedmioletniego syna. Gdy puszczam go na pobliski plac zabaw, siedzę w oknie jak matka kwoka, obawiając się, czy czasem nie wywinie jakiegoś numeru. Tak jakbym ja w jego wieku była święta… Takie mamy czasy. I choć nie wydaje mi się, że „matka kwoka” to dobre określenie mojego stosunku do macierzyństwa, to jednak trzęsę się nad swoimi dziećmi i wydaje mi się to naturalne. Być może właśnie dlatego tak bardzo przejęłam się losem Emmy Price, bohaterki thrillera psychologicznego „Milczące dziecko” Sarah A. Denzil. Muszę Wam powiedzieć, że rodzina straciła ze mną kontakt na kilka godzin. Na szczęście nie musieli się o mnie bać, bowiem po prostu zaległam z lekturą w pokoju.
Emma Price jest młodą matką. Mieszka z rodzicami, jest w związku ze średnio odpowiedzialnym facetem i kocha swoje dziecko, choć nie zapomina, że jest młoda i potrzebuje czasami się zabawić. Pewnego feralnego dnia w pobliskiej rzece ginie jej sześcioletni syn, Aiden. Niesforny chłopiec wymyka się ze szkoły i jedyne, co po nim zostaje, to czerwona kurtka znaleziona nad brzegiem wezbranej rzeki. Ciała nigdy nie odnaleziono. Mija dziesięć lat. W tym czasie nasza bohaterka wychodzi za mąż za swojego niegdysiejszego nauczyciela i właśnie spodziewa się córki, gdy Aiden zostaje odnaleziony. Ślady na jego ciele wskazują, że był więziony i molestowany. Niestety, z chłopcem w żaden sposób nie da się porozmawiać.
Macie wrażenie, że nastały czasy, w których każdy niemal thriller nazywany jest świetnym, doskonałym lub zaskakującym? Bijące po oczach rekomendacje autorstwa najznamienitszych pisarzy pobudzają wyobraźnię, wyciągając z naszych kieszeni kolejne złocisze. Jednak w natłoku tych wszystkich rewelacji coraz trudniej jest mi trafić na naprawdę dobrą lekturę. Taką, która mnie pochłonie, przez którą przestanę istnieć na jakiś czas. Tymczasem w ostatni weekend przestałam. Uniosłam się gdzieś w przestworza i przeniosłam do Anglii. Stałam nad rwącą rzeką i obserwowałam bezskuteczną akcję poszukiwawczą. Obserwowałam z boku Emmę, współodczuwając jej rosnące cierpienie po coraz bardziej oczywistej stracie syna. Z pełnym zaskoczeniem przysłuchiwałam się jej rozmowie, podczas której dowiedziała się, że jej mały chłopczyk – teraz nastolatek – jednak żyje. Niemalże czułam kopnięcia serwowane przez jej córkę, która niebawem miała przyjść na świat. Jednym słowem – weszłam w tą historię jak nóż w masło. Choć historia była dość przewidywalna, a samo wyjaśnienie dotyczące porwania Aidena nie do końca mnie przekonało, to uważam tę książkę za jeden z najlepszych thrillerów psychologicznych, jakie czytałam. Fakt, że Emma swoją niemocą i brakiem zdecydowania wielokrotnie mnie bulwersowała wcale nie zniechęcał do lektury. Dlaczego? Bo dla mnie bohaterowie nie muszą być doskonali, żeby byli ciekawi. Mają być „jacyś” i ona taka właśnie jest. Poza tym fakt, że „winnego” można było wskazać przed zakończeniem wcale nie obniżył napięcia, które wypełniło cały mój pokój. Uwaga czytelnika koncentruje się na kobiecie, jej rozterkach, strachu, bólu i chęci walki o syna. Nie ma tutaj na siłę dopisywanych scen, każdy fragment jest ważny, wszystko bardzo dobrze ze sobą współgra. Mimo zarwanej wcześniejszej nocy i tańców do białego rana, wspaniale było spędzić wieczór w towarzystwie Sarah A. Denzel. Z niecierpliwością czekam na kolejne jej książki, a Wam bardzo serdecznie polecam „Milczące dziecko”. Przepadniecie z kretesem.