Recenzje

„Ona”
Monika Gomółka

przez

Im dłużej próbuję być dobrym recenzentem, im intensywniej wchodzę w świat książek, autorów, wydawnictw i całej tej machiny dającej sens temu co robię, tym częściej myślę, że to wcale nie jest łatwy kawałek chleba. Nie mam na myśli tylko recenzowania. Już jakiś czas temu runęła moja wizja pisarza siedzącego na tarasie pięknego drewnianego domku gdzieś na Mazurach, pykającego fajkę, popijającego kawę i piszącego od rana do wieczora z przerwą na spacer z psem. Pisarza, który nie robi nic innego, w nosie ma media i wszystko, co wiąże się z reklamą. Pisarza, który w zasadzie pisze tylko dlatego, bo lubi, nie wiążąc tego nijak ze stanem konta w banku. Wizja człowieka, którego jedynym zajęciem jest klikanie w klawiaturę, w porywach do czytania lektury. Tak, miałam taką wizję. Kiedyś.

Im więcej rozmów przeprowadzam, im dłużej słucham ludzi „z branży”, im częściej przypatruję się temu wszystkiemu, tym częściej zdaję sobie sprawę, jaką iluzję stworzyłam w swojej głowie. Dlatego niezmiennie podziwiam tych, którzy piszą i robią to dobrze. Kibicuję wszystkim, którzy może nie są twórcami wielkich dzieł, ale czuć w ich książkach potencjał. Zdecydowanie stoję po stronie tych, którzy kochają to, co robią. Bo to czuć, wiecie? W każdej przewertowanej stronie.

Kim jest Monika Gomółka? W Internecie możemy znaleźć informację, że jest „,pasjonatką życia i miłośniczką kultywowania codzienności”. Fajnie. Dalej nic mi to nie mówi. Jednak o ludziach, którzy piszą, najczęściej świadczą historie wychodzące spod ich pióra niż opisy na okładkach czy notki biograficzne w Wikipedii.

Więc jeszcze raz. Kim jest Monika Gomółka? To autorka książki „Ona”, debiutantka, którą zapamiętam z kilku powodów:

Po pierwsze, jej książka liczy zaledwie niecałe 130 stron.

Po drugie, jej „dzieło” dotarło do mnie wskutek podróży od czytelnika do czytelnika (tzw. booktour).

Po trzecie – najważniejsze – wydaje mi się, że ma duże predyspozycje, żeby na dźwięk nazwiska ludzie od razu kojarzyli jej twórczość.

„Ona” to powieść sensacyjna, w której akcja pędzi na łeb na szyję. Autorka z impetem wprowadza nas w wielką tajemnicę, którą pieczołowicie rozwiązuje, stopniując wiedzę na temat tego, o co właściwie chodzi. Miałam wrażenie jakbym była stojącym z boku obserwatorem – gdybym wyciągnęła rękę, dotknęłabym wystraszonej bohaterki, gdybym głośniej oddychała, usłyszałaby i poczułaby delikatny podmuch na swojej skórze. Skąd takie wrażenie? Być może dlatego, że Gomółka wpuszcza nas do stworzonego świata bez zbędnych wstępów i tłumaczeń, jakby słowami jednego ze swoich bohaterów chciała nam powiedzieć „Im mniej wiesz, tym jesteś bezpieczniejsza”. A jest się czego bać. Przedstawiciele organizacji, która pod osłoną zacnej działalności staje się mafijną działalnością, są bezwzględni i zdolni do wszystkiego.

Czasami miałam wrażenie, że czytam jakąś lekko futurystyczną opowieść – słynna klinika, tajemnicze „piąte piętro” pilnie strzeżone przed nieproszonymi gośćmi i starannie wyselekcjonowany personel. Łatwiej chyba dostać się do Pałacu Prezydenckiego niż tam. Jednak nie uznałabym tego za minus, bowiem wpisuje się to idealnie w problematykę poruszoną w książce. Wyobrażając sobie to miejsce, widziałam tylko przeraźliwą biel ścian, nieskazitelne, śnieżnobiałe pielęgniarskie kitle, kamery, czytniki kart i wszystko to, do czego przyzwyczaiły mnie medyczne thrillery. To dość.. powiedziałabym „niepolska” fabuła. Kojarzyła mi się raczej z amerykańskimi filmami, medycznymi thrillerami zagranicznych autorów (na przykład Tess Gerritsen) i całkowicie nowym podejściem do tematu. Zaskakującym. A wszystko to podane w bardzo spójnej treści. Zdecydowanie – nie jest to przegadana książka. Czasami wręcz brakowało mi dialogów, chciałam, żeby ta ogłuszająca cisza wokół bohaterki, która wprowadzała nas w arkana działań Ekipy, została rozmyta przez jakąkolwiek rozmowę.

Szkoda jedynie, że Gomółka tak słabo zakończyła tą historię. Ponad sto stron naprawdę dobrej lektury zostało zakończone na zaledwie dwóch stronach. Widać, że autorka nie lubi sztucznego tworzenia treści na zasadzie „byleby była”, jednak uważam, że czytelnik zasłużył na więcej, podobnie zresztą jak bohaterowie, którzy zniknęli tak szybko, jak się pojawili. Pozostał niedosyt.

Dla kogo jest ta książka? Dla miłośników szybkiej akcji i nieprzegadanej treści. Szczególnie dla tych, którzy szukają czegoś nowego w polskiej literaturze popularnej. Dla wszystkich, którzy lubią dać się porwać na jeden wieczór, nie istnieć dla nikogo. Uwierzcie, ta książka to naprawdę spore zaskoczenie.

Może Ci się również spodobać: