Recenzje

„Kredziarz”
C. J. Tudor

przez

„Niczego nie zakładaj. Poddawaj wszystko w wątpliwość. Odrzucaj to, co wydaje się oczywiste.”

Co robiliście w wieku dwunastu lat? Przypominacie sobie? Ja pewnie byłam żałośnie zakochana w pewnym łobuzie z podstawówki, rywalizowałam z koleżanką o jego względy, zapewne przygotowywałam się do jakiegoś konkursu recytatorskiego lub ortograficznego, uczęszczałam na spotkania oazy (tak, mam taki epizod za sobą) i raz w tygodniu biegłam na zbiórkę harcerzy. Pisałam mnóstwo daremnych wierszy, moja kuzynka pewnie przypomni mi jakąś książkę zapisaną w szesnastokartkowym zeszycie (prawdziwe dzieło!). Nic nadzwyczajnego, dziewczę jak każde inne.

Eddie to właśnie taki przeciętny dwunastolatek. Może nie biega do salki katechetycznej i nie odśpiewuje chrześcijańskich pieśni, jednak jest podobny do mnie i do Ciebie. Jest normalny. Dni spędza w towarzystwie paczki znajomych, z których jedni są mu bliżsi, inni mniej. Jest tam również dziewczyna, w której po cichu się podkochuje. Klasyka. W takich okolicznościach zaczyna się historia opowiedziana przez C. J. Tudor w książce pod tytułem “Kredziarz”.

Powieść toczy się w dwóch przestrzeniach czasowych: w 1986 roku oraz w bliższym nam 2016, kiedy to Eddie, jako dorosły mężczyzna z wciąż niepoukładanym życiem, wskutek otrzymanego tajemniczego listu próbuje rozwiązać zagadkę śmierci sprzed lat, przywołując duchy przeszłości, które wkraczają na karty powieści niczym w klasycznych horrorach – dosłownie.
Wszystkie wydarzenia związane są z niewielką mieściną, w której mieszka chłopiec – najpierw wypadek w wesołym miasteczku, potem niepokoje społeczne wywołane planami otworzenia kliniki aborcyjnej, a następnie odnalezienie w lesie poćwiartkowanego ciała i samobójstwo nauczyciela. W każde z tych zdarzeń w jakiś sposób wmieszany jest Eddie.

Bardzo ciekawie pokazane zostały tutaj kontrowersje wokół aborcji i przedstawicieli Kościoła. Tudor bardzo dobrze opisała obłudę zaściankowych mieszkańców protestujących przeciwko klinice pod wodzą „pobożnego” i zakłamanego księdza, który prowadził owieczki według znanych tylko sobie zasad, korzystając ze swojej pozycji.

Biorąc pod uwagę impet, z jaką ta książka wkroczyła na polski rynek, byłam przygotowana na „książkowy szok”. Zdjęcia okładki „Kredziarza” (którą uważam za świetną) zalały Internet w jednym momencie. Pojawiło się całe mnóstwo pozytywnych recenzji i pewnie to jeszcze nie koniec. Nie dziwi mnie to o tyle, że to rzeczywiście powiew jakiejś świeżości: obyczaj, thriller i horror w jednym. Dla mnie za dużo o ostatnie, bo najzwyczajniej w świecie nie lubię duchów, straszydeł, zombie i wszystkich tego typu postaci. Moment, w których dom Eddiego odwiedził Kredziarz w stanie rozkładu lub wizyta topielca w postaci znienawidzonego prześladowcy z dzieciństwa to sceny, które najchętniej ominęłabym. Wydaje mi się, że nie dołożyły do fabuły szczególnie dużo. Właściwie – nie do końca rozumiem motyw tytułowego Kredziarza. Ludziki, których przedstawiciela widzimy na okładce, pojawiają się dość często w książce, ale czy wnoszą jakiś szczególny sens? Spodziewałam się więcej.

Jeśli chodzi o bohaterów, to rzeczywiście zostali dość skrupulatnie przedstawieni, a łącząca ich trauma (dla każdego inna) opisana została przez autorkę wystarczająco dobrze, by nie pomylić ich między sobą. Wszystko, co myślimy o tych dzieciakach w 1986 roku, w 2016 ulega pewnym zmianom, poznajemy ich na nowo w nieco odmiennych okolicznościach. I choć mogłoby wydawać się, że „śledztwo” toczy się wokół śmierci dziewczyny znalezionej w lesie trzydzieści lat wcześniej, to jednak po drodze na jaw wychodzą sprawy, które dopełniają obraz wydarzeń z dzieciństwa. Mimo tych interesujących wątków, bohaterowie zostali całkowicie pozbawieni jakiejkolwiek iskry. Książka utrzymana jest w szarych barwach i jej główne postacie są dokładnie takie same. Być może takie było założenie – w połączeniu z motywami rodem z horrorów wydaje się to nawet zasadne, jednak mnie brakowało choćby jednej sceny, która wywołałaby jakieś większe emocje. Żeby chociaż któryś mnie wkurzył, żeby choć wywołał grymas na mojej twarzy – nic. Zupełnie. Dlatego nie napiszę, że ta książka jest świetna i dla każdego. Nie napiszę również, że jest obowiązkową lekturą. Jednak zachęcę do poznania „Kredziarza” jako ciekawie skonstruowanej, wciągającej pozycji, która na pewno porządnie zajmie Was na jakiś czas.

Może Ci się również spodobać: