Recenzje

„Węzeł prawdy”
Iwona Wej

przez

Z dużą dozą niepewności podchodzę do każdej lektury, która już w opisie zawiera informację o istnieniu tajemniczego stowarzyszenia, które wpływa na losy bohaterów. Wszystkie rządzące światem tajne i niebezpieczne organizacje wywołują we mnie poczucie, że będę miała do czynienia z kolejną teorią spiskową, a tego mam już po dziurki w nosie. Wszelkiego rodzaju zdarzenia z naszego życia, które wydają się przypadkiem, a okazują się misternie zaplanowane przez kilkoro ludzi zasiadających raz na jakiś czas przy wspólnym stole, są dla mnie tak realne jak istnienie skrzatów, o których opowiadam mojej niespełna trzyletniej córce. Niemniej jednak literatura pełna jest tego typu wątków, owe „zgromadzenia” stają się czasami jednym z głównych bohaterów, a mnie pozostaje albo omijać tego typu książki z daleka albo po prostu to zaakceptować. I pół biedy, gdy autor jest mi znany i wiem, że pisze dobrze. Gorzej, gdy twórcą jest ktoś, o kim nic nie wiem i trudno mi znaleźć na jego temat jakiekolwiek informacje – wówczas kilka razy zastanowię się, czy chcę po raz kolejny zmagać się z historią o odważnym bohaterze i wszechpotężnej klice ludzi ścigających go po całym świecie.

Ta doza niepewności towarzyszyła mi przed lekturą „Węzła prawdy” Iwony Wej. Mówiąc szczerze, podchodziłam do niej jak przysłowiowy pies do jeża. Pomogła mi sympatia, jaką już od początku obdarzyłam Marię, główną bohaterkę.

Marię poznajemy na chwilę przed Świętami Bożego Narodzenia, których ta szczególnie nie lubi. Ma ku temu swoje powody, a ich geneza sięga dzieciństwa kobiety. Tego roku coś się zmienia w jej podejściu do celebrowania grudniowych świąt i postanawia, wbrew swoim pierwotnym planom, ubrać choinkę i pozwolić swojemu czteroletniemu synkowi cieszyć się świąteczną atmosferą tak jak ma to miejsce w większości polskich domów. Jednak w Wigilię świat przewraca się do góry nogami – niespodziewanie umiera jej matka. To wydarzenie implikuje szereg wręcz paranormalnych sytuacji, które ewidentnie świadczą o głębokiej depresji Marii. Z czasem okazuje się, że świat, w którym żyje kobieta i najbliżsi jej ludzie to układ pozorów i kłamstw utkany przez tajemniczą Organizację, która z pewnych powodów zagięła parol na całą tę rodzinę.

Szczerze przyznam, że chcąc zachować dla Was wszystkie niezwykłe wydarzenia, jakie mają miejsce w „Węźle prawdy”, mocno okroiłam ten opis. Iwona Wej stworzyła historię budzącą grozę, z pogranicza dramatu, thrillera i dobrego obyczaju. Mówiąc dosadnie – ta książka mnie sparaliżowała. Nie umiałam pokonać niepokoju, który rozlewał się po całym moim ciele z każdym kolejnym rozdziałem. To historia o przemianie, jakiej czasami nam potrzeba, by zrozumieć, co się wokół nas dzieje. Autorka dużo uwagi poświęca Bogu i wierze – jeśli kogoś to zniechęca, to chcę zaznaczyć, że robi to w bardzo nienachalny sposób. Jej bohaterka walczy ze sobą, nie ufa i nie wierzy, a jednak w momencie, kiedy już wie, że straci swój największy skarb, to właśnie Bóg, ksiądz i jej własna siostra (zakonnica) dają jej wskazówki, co zrobić. To nie jest czcza gadanina, nie znajdziecie tu miliona cytatów z Biblii i klasycznych przekomarzań o tym, czy Bóg jest czy Go nie ma. Tu nikt nikomu nic nie narzuca, raczej pokazuje, co w sytuacji, kiedy nie pozostaje już absolutnie nic, nie ma żadnej nadziei i nikt nie jest w stanie pomóc. Przecież tak często wówczas zapala się lampka i przypominamy sobie, że może ten Ktoś, o którym tak dużo mówią, będzie mógł pomóc. Zwłaszcza w sytuacji, gdy całe nasze życie okazuje się ułudą.

Wreszcie zakończenie. Iwona Wej zostawia nam pole do popisu w kwestii doprowadzenia tej historii do końca. Odebrałam to tak, jakby autorka zachęcała mnie do odpowiedzenia sobie na pytanie, czy zgadzam się z nią, czy akceptuję taką, a nie inną rzeczywistość – tak, jak zaakceptowała ją Maria. Nie. Ja jej nie akceptuję, dlatego czułam piekielny ból w sercu, gdy doczytałam tę książkę do końca. Właściwie rozdarła mi je na kawałki. Pewnie dlatego, że nie umiem wznieść się ponad pewne rzeczy, a przemiana Marii to nie była moja przemiana. Niemniej został we mnie podziw dla niej.

Na koniec jeszcze jedna rzecz: książek, które mają nas wprawić w doskonały nastrój, szczególnie w okresie Świąt Bożego Narodzenia, mamy na rynku prawdziwy wysyp każdego roku. Prostych, przy których się pośmiejemy, czasem może wzruszymy. Dobrze. Mnie jednak niezmiernie cieszy, że powstają też takie książki jak „Węzeł prawdy”, sięgające głębiej i skupiające się na czymś więcej niż prosty przekaz. Co prawda święta już dawno za nami, ale szczerze zachęcam do sięgnięcia po ten tytuł.

 

Może Ci się również spodobać: