W dzisiejszym wydaniu cyklu “Doceniam okładki” goszczę Elwirę Przyjemską, znaną w sieci jako Księgarka na regale. Elwira wskazała osiem cudnych, zupełnie niesztampowych okładek, z których wybrać najładniejszą jest niezwykle trudno. W dodatku pięknie nam o nich opowiedziała.
***
Gdy zaprosiłaś mnie do swojego cyklu „Doceniam okładki”, zgodziłam się bez wahania, bo choć nie ocenia się książek po okładce, to nie da się zaprzeczyć, że niektóre aż wołają, o to, by je dotykać, przytulać czy rozpływać się nad nimi w zachwycie. Polskie wydania książek są coraz piękniejsze, mamy szereg niesamowicie utalentowanych grafików i ilustratorów. Mnie osobiście przyciąga minimalizm lub grafika niebywale trafnie, a jakby jednak pomiędzy liniami, przemycająca treść książki. Czasami jednak niektóre książki przedstawiają się nam wymownym spojrzeniem bohatera książki lub autora na okładce jeśli jest to akurat biografia. Zatem oto mój subiektywny zbiór ulubionych okładek:
Moją pierwszą myślą był od razu „Rodowód” Esther Singer Kreitman (Wydawnictwo Ośrodek Brama Grodzka – Teatr NN). To chyba do tej pory jedna z najpiękniej wydanych książek jakie posiadam w swojej kolekcji. Mieni się złotem, by pięknie wpisać się w szarość i hebrajską czcionkę. Za oprawę graficzną książki odpowiedzialni są projektanci z Kilku.com. (klikając w link zobaczycie więcej zdjęć tego cuda wydawniczego). Z kolei przy wydawaniu, zachwycają mnie swoim kunsztem Fame Art oraz Brama Grodzka. A co za treści znajdziemy w środku? „Rodowód” dzieli się na dwie części. Pierwsza to „Opowiadania ze Sztetł” opisujące życie w małym miasteczku w Polsce, a druga to „Opowiadania londyńskie”, które znakomicie odwzorowują życie wysiedlonych z korzeni Żydów z różnych klas społecznych.
Christine Lavante i jej „Zapiski z domu wariatów” z serii „Z kraju i ze świata” Wydawnictwa Ossolinuem wołały mnie do siebie i intrygowały nie tylko treścią, ale właśnie okładką. Stonowany kolor paradoksalnego różu, który wydaje się ostro kontrastować z treścią w środku, gdy nagle dostrzegasz skryte w kaftanie bezpieczeństwa oczy. Czytelnika przechodzi dreszcz i od razu ma ochotę pożerać środek. Na koniec dodam, że młoda Christine Lavante podjęła próbuję samobójczą, po czym dobrowolnie zgłosiła się na kurację do austriackiej kliniki psychiatrycznej. O tym informuje nas okładka. Dodaje również, że autorka nie odważyła się wydać tej książki za życia. Ujrzała światło dziennie dopiero w 2001 roku.
Gdy Wydawnictwo Literackie zaczęło wznawiać dzieła Stanisława Lema, ucieszyłam się bardzo, a jak dodatkowo dowiedziałam się, że za okładki będzie odpowiadać Przemek Dębowski, radości nie było końca. Dlatego tutaj piekielnie trudno wybrać mi tę ulubioną, bo każda jest genialna. W końcu zakupię je w formie plakatowej i zawisną u mnie w sypialni. Uwielbiam okładki „Edenu” i „Wizji lokalnej”, ale do tego zestawienia postanowiłam wybrać „Szpital przemienienia”, czyli debiut Lema, daleki od jego zwyczajowych dzieł. Uwielbiam cały zamysł fantastyki aluzyjnej, którą uprawiał Lem. Przebieranie totalitaryzmu, realiów bloku wschodniego w futurystyczne kostiumy, które tak często musiały walczyć z cenzurą. Jego rozlazłe, szczegółowe opisy. Śledziłam poczynania Pirxie’go i Ijon’a. Jednak bez reszty utwierdziły mnie w podziwie Lema realizm wojenny i jego własna rozprawa z Holocaustem w tej książce. A tytuł wraz z okładką? Geniusz.
W tym zestawieniu nie może zabraknąć jednej z najczęściej nagradzanych polskich ilustratorek, autorki mnóstwa książek obrazkowych, w których słowa ustępują sile obrazu. Choć wybierając jedną okładkę, zaraz wydaję mi się, że krzywdzę drugą, bo wyobraźnia pani Iwony Chmielewskiej chyba nie ma granic i to siła koneksji, jakie tworzy jej umysł za każdym razem mnie zachwyca. Ale wybór pada jednak na „Dopóki niebo nie płacze” (Wydawnictwo Ośrodek Brama Grodzka – Teatr NN). Niesamowita książka zapakowana jak album, bo po części nim jest. Z pozornie prostego przedmiotu, cichej historii, rozrysowuje głębie i nadaje opowieściom nowe formy przekazu. A o pamięci można nie tylko mówić słowami, ale malować kolorami, czułą kreską wymieszaną z szacunkiem do bohaterów własnej opowieści. „Dopóki niebo nie płacze” to kolejna niesamowita i budząca nadzieję historia powstania. Na ten picture book składają się fotografie wybrane spośród 2,7 tysięcy szklanych negatywów odnalezionych w 2012r. Wykonanie w okresie 1914-1939 czekały na ocalenie owinięte w szmaty i gazety na zapomnianym strychu. Zamieszczonym fotografiom towarzyszy szesnaście obrazów Chmielewskiej, która pragnęła „wywołać” bohaterów z przeszłości. Są zestawione z wierszami Józefa Czechowicza, lubelskiego poety, który stracił życie w jednym z pierwszych bombardowań Lublina.
Kolejna podziwiana przeze mnie polska ilustratorka to Joanna Concejo. Jej kreska budzi zawsze nostalgię i tęsknotę za czymś nieuchwytnym podkreślanym przez przydymione kolory. Książka, którą wybieram do tego zestawienia niestety wciąż nie mieszka jeszcze na moim regale, mimo tego zachwyca mnie wciąż najbardziej. Wielu zachwycało się w zeszłym roku jej „Zgubioną duszą” stworzoną razem z Olgą Tokarczuk. Jej Picture book „Dym” (Wydawnictwo Tako), stworzony razem z Antonem Fortesem, to wstrząsająca historia, jej narratorem jest dziecko, które trafia z rodzicami do nazistowskiego obozu zagłady i ginie w nim. „Dym” otrzymał w 2009 roku wyróżnienie WHITE RAVEN (Internationale Jugend Bibliotek w Monachium) przyznawane książkom z całego świata, które poruszają uniwersalny, ważny temat, prezentują artystyczną ilustrację i mają innowacyjny projekt graficzny.
Szata graficzna Wydawnictwa Karakter właściwie nigdy nie rozczarowuje, trudno tutaj wybrać tę jedną jedyną, jednak skłonię się ku Serii Literackiej Karakteru. Choć „Jalo” Iljasa Churiego wciąż nie jest moją własnością, o czym przypomina mi natarczywie to zestawienie 🙂 , to marzy mi się od dawna. Spójrzcie sami, ten kałamarz, stare pióro oraz zabawa perspektywą i geometrią wraz ze stonowaną kolorystyką to, to co w okładkach kocham najbardziej.
Państwowy Instytut Wydawniczy zachwyca okładkami od dziesiątek lat. Wciąż wypatruję ich antykwarycznych wydań (w tym tygodniu jakimś niebywałym zbiegiem okoliczności palce na klawiaturze sprawiły, że zamówiłam takowe trzy!). Dziś jednak decyduję się na pokazanie Wam okładki książki „Żywoty urojone i inne prozy” Marcela Schwoba, w których korowód zróżnicowanych postaci krąży między istnieniem, a nieistnieniem. Dokładnie jak tonacja i grafika tej okładki. Majstersztyk.
Wydawnictwo Lokator zawsze kusi mnie kolorystyką i minimalistycznymi grafikami. „Zamek” Franza Kafki, jego ostatnia powieść. Warto spojrzeć na wszystkie wydania Franza Kafki jakie ukazały się w minionych latach jako wznowienia, bo nadają nowego niepokojącego ducha do tej wyzywającej prozy. Głównym bohaterem tej książki jest tajemniczy wygnaniec, znamy jedynie pierwszą literę jego imienia: K. I czyż ta okładka, która ucina połowę postaci odwróconej do nas plecami nie woła o poznanie?
Wiecie, że ja bym tak mogła wymieniać i wymieniać, wracać pamięcią i wybiegać w okładową przyszłość w zapowiedziach, ale powiedzmy, że na dziś zamykam się w tych ośmiu.
***
Co sądzicie o tych oprawach? Dla mnie to takie perełki, że naprawdę ciężko się zdecydować, ale gdybym miała wskazać faworyta to… no nie, nie potrafię. Pomożecie?
Elwira, dziękuję Ci serdecznie za udział w zabawie!