Recenzje

„Odkrywca”
Katherine Rundell

przez

„Prawdziwy świat jest tam, gdzie czujesz się najbardziej sobą.”

Czy dorosły człowiek może czerpać radość z książek dla dzieci? Pytam, bo sama jestem mamą dwójki brzdąców (nazywam ich małymi szatanami. Zupełnie nie wiem, skąd się to wzięło…). Nie ukrywam, że starsze z nich – niemal siedmioletni syn – czyta więcej i częściej doprasza się bajek. Kupując dla niego książki, staram się wybierać takie lektury, które pokażą mu świat i – nie ucząc wprost – nauczą go jak najwięcej. Uwielbiam obserwować, jak zmienia się jego twarz pod wpływem emocji wywołanych książką, jak patrzy na mnie tymi swoimi ogromnymi zielonymi oczami z wielkim znakiem zapytania wymalowanym na buzi.

Kiedy w moje ręce trafiła najnowsza książka Katherine Rundell „Odkrywca”, wiedziałam, że przeżyjemy niesamowitą przygodę. Towarzysząc Fredowi, Con, Lili i Maksowi, Pawełek niespodziewanie został rzucony gdzieś pośrodku amazońskiej dżunglii, bez opieki dorosłych, zdany na siebie i książkowych przyjaciół. Uczył się budować prowizoryczny szałas, solidną tratwę, zajmować leniwcem. Kłócił się z nimi, godził, płakał i śmiał w głos. Tak bardzo „wszedł” w tę książkę, że stał się jednym z nich – dzieckiem uratowanym z katastrofy lotniczej.

Każde z nowych przyjaciół Pawła posiadało swoje szczególne cechy, które czyniły z nich wyjątkowych towarzyszy podróży. Każde było inne i dorastało w odmiennym środowisku. Lili i Maks to rodzeństwo wychowywane przez dość zajętych rodziców, pyskata Con jest sierotą wychowywaną przez ciotkę na zmianę z zakonnicami, a ojciec Freda zupełnie się nim nie interesuje, bo ciągle pracuje. Ten ostatni spędza dużo czasu na czytaniu książek przygodowych, marząc o tym, by zostać wielkim odkrywcą.

Tu nie ma chwili na nudę. Kiedy dzieci zasypiają, dziurawi się dach. Kiedy chcą odpocząć, słyszą przedziwne odgłosy albo orientują się, że zgubili pięcioletniego Maksa. Jeśli mają moment wytchnienia to chyba tylko po to, by mój Paweł mógł położyć się spać, zamiast dopytywać mnie „co dalej?”. Kiedy myślą, że są całkowicie same w amazońskiej puszczy, nagle spotykają dorosłego. I ten dorosły – tak wyjątkowy, bo na własne życzenie żyjący w kompletnym odosobnieniu – staje się bliski nawet mnie.

W dzieciach jest wiele prawdy – tej nieoczywistej, niedoświadczanej i może nawet trochę niezrozumiałej dla dorosłych. Ta książka je obnaża. Pokazuje, na czym polega przyjaźń i oddanie wśród najmłodszych. Niby mimochodem przemyca obraz rodziców widziany oczami dziecka – nie do końca pozytywny. Z jednej strony uczy, że można spędzać czas inaczej niż przed komputerem czy smartfonem, a z drugiej zdaje się krzyczeć do opiekunów: „poświęcajcie dzieciom więcej uwagi!”. Wszystko to sprzedane jest w postaci pomysłowej i bardzo wciągającej powieści.

„Gdy dorosły mówi ci, że zrozumiesz wszystko, jak dorośniesz, nie dawaj wiary. Mam wrażenie, że pewne sprawy są nie do pojęcia.”

Polecam tę książkę jako dobrą rozrywkę nie tylko dla dzieci, ale także dla dorosłych. Czasami dziecięca literatura może nam powiedzieć więcej o naszych pociechach, niż mogłoby się wydawać. Właśnie dlatego ja czerpię bardzo dużo ze wszystkich historii czytanych na dobranoc.

Może Ci się również spodobać: