Recenzje

„Ostatni raz, gdy rozmawialiśmy”
Fiona Sussman

przez

Niewiele w mojej głowie czarnych scenariuszy związanych z przyszłością. Mój mózg nie ma skłonności do obmyślania historii rodem z najlepszych thrillerów, które tak bardzo lubię czytać. Jednak jest jedna rzecz, która mnie przeraża. Jedna jedyna, która wywołuje gęsią skórkę, drżenie rąk i szybsze bicie serca – odejście z tego świata przede mną któregoś z moich dzieci. Może to egoistyczne, ale nie potrafię wyobrazić sobie, że dałabym radę jakkolwiek poukładać swoje życie po takim wydarzeniu i zagwarantować reszcie bliskich, że będzie ono czymś więcej niż wegetacją.

Carla Reid, bohaterka książki „Ostatni raz, gdy rozmawialiśmy” Fiony Sussman, znalazła się właśnie w takiej sytuacji. Jej syn został zabity podczas włamania do ich rodzinnego domu. Brutale nie oszczędzili również kobiety i jej męża, jednak im udało się przeżyć. Szczęście? Tak bym tego nie nazwała.

Fiona Sussmann stworzyła historię, która – w całej swojej niewiarygodności – łapie za serce. Każdy z jej bohaterów, zderzając się z okrucieństwem świata, przechodzi pewnego rodzaju przemianę duchową i odkrywa na nowo sens życia. Trochę banalnie to brzmi, ale zapewniam Was, że ta książka wcale taka nie jest. Dodatkowy smaczek stanowią niedługie wstawki dotyczące historii Maorysów, które w oszczędny (aczkolwiek wystarczający) sposób dają nam pewien ogląd sytuacji geopolitycznej tej grupy etnicznej. W tych wyjątkowych momentach pisarka zwalnia tempo, dając czas na pewne refleksje. Powiem więcej – uderza w dość patetyczny ton, który nijak nie pasuje do pędzącej przez pierwszych kilkadziesiąt stron akcji. Śmiem twierdzić, że robi to celowo, przeklasyfikowując swoją powieść z kryminału na obyczaj czy może nawet dramat psychologiczny. W tym kontekście dziwi nagroda dla najlepszego kryminału, bowiem określanie „Ostatni raz, gdy rozmawialiśmy” tym gatunkiem literackim krzywdzi zarówno czytelników (którzy nie dostają tego, na co się nastawili, kupując tę książkę), jak i samą lekturę (odbierając jej sporo istotnej “dramatyczności”). Clou tej historii nie są morderstwo, rabunek czy napad. Najistotniejszą kwestią są konsekwencje takich czynów zarówno dla ofiary, jak i dla kata.

Sussman zestawia ze sobą zupełnie różne światy dwojga całkowicie odmiennych ludzi. Światy, które nagle zaczynają ze sobą współistnieć, przenikać się, współtworzyć nowe życie dla każdej ze stron. Carla, po wielu trudnych chwilach, podejmuje się wyzwania, na które można sobie pozwolić chyba tylko będąc bohaterką książki. Tak mi się przynajmniej wydaje i oceniam to zupełnie subiektywnie. Główna bohaterka, mimo nienawiści, która zwyczajnie i po ludzku przepełniła całe jej serce, próbuje poukładać swój świat w sposób dla mnie mało wiarygodny. Wydaje mi się, że pisarka za pośrednictwem Carli próbuje przekonać nas o tym, że każdy zasługuje na drugą szansę. Przyznam, że robi to w sposób bardzo poruszający, aczkolwiek to do mnie nie trafia. Nie uważam tego za wadę książki – to chyba bardziej mój upór i bezkompromisowość w tego typu sytuacjach daje o sobie znać.

Jeśli interesuje Cię to, co dzieje się w głowach ofiary i kata, jak wygląda codzienność w więzieniu oraz jak rodzi się patologia, to ta książka jest dla Ciebie. Jeśli masz w sobie sporo empatii, to pewnie Carla stanie się dla Ciebie swego rodzaju wzorem do naśladowania , a jej postępowanie wywoła wzruszenie. Lektura nie zabierze dużo czasu, bowiem „Ostatni raz, gdy rozmawialiśmy” czyta się szybko, a być może odkryjesz w niej więcej, niż mnie udało się odkryć.

 

Może Ci się również spodobać: