Recenzje

„Troje na huśtawce”
Natasza Socha

przez

Topienie się w brei wyrzutów sumienia i niepewności? Miotanie między lojalnością a miłością? Wybieranie mniejszego zła? Mogłabym napisać, że przeżywałam to wszystko przez ponad trzysta stron albo – jak kto woli – przez jeden wieczór i jeden krótki poranek. Skłamałabym. Tak naprawdę przeżywałam to przez kilkaset dni kilkanaście miesięcy temu.

Nie wiem, kiedy Natasza Socha wpadła na pomysł napisania „Trojga na huśtawce”. Nie wiem, kiedy dokładnie ukończyła tę książkę. Wiem jednak, że po trosze uczyniła mnie jej główną bohaterką i opisała moje rozterki z przeszłości. Wlazła mi do głowy, otworzyła szufladę z moim pamiętnikiem, a potem dołożyła kilka lat tu czy tam i stworzyła historię.

„Troje na huśtawce” to opowieść o wielkiej przyjaźni między dwiema ponad czterdziestoletnimi kobietami, którym życie nie poukładało się zgodnie z przyjętymi normami. Aurelia to porzucona przez swojego partnera kobieta, która – będąc w ciąży – zostaje pozostawiona sama sobie. Koralia to zapatrzona w nią koleżanka z podwórka, która z czasem dorasta i – będąc już dojrzałą kobietą – rozwodzi się z mężem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie „subtelny” zgrzyt, „drobna” nieścisłość, pewna „delikatna” rysa. Żartuję. Tak naprawdę to burza z piorunami, trzęsienie ziemi, wybuch wulkanu i koniec świata zwiastowany bukietem różowych piwonii. Po prostu pewnego pięknego dnia Koralia odkrywa, że zakochała się w Tytusie. Kim jest Tytus? Facetem, weterynarzem nawet. Dwudziestoczteroletnim synem Aurelii. Bum!

Najnowsza powieść Nataszy Sochy napisana została w formie pamiętnika kobiety zmagającej się z zakochaniem, które ogarnęło jej serce (a zdaniem wielu również mózg) niczym powódź tysiąclecia południe naszego kraju. Siejąc spustoszenie w czymś, co powszechnie nazywane jest racjonalnością albo moralnością, wygładziło zwoje mózgowe i spowodowało, że stara baba zaczęła sypiać z młodym chłopakiem. Skandal! Pytanie tylko, czy powinni ją zamknąć w kaftanie bezpieczeństwa w pokoju bez klamek czy może poddać leczeniu, przypiąć pasami do łóżka (bo przecież stanowi zagrożenie) i postawić przed drzwiami jakąś herszt babę, co by sobie z nią poradziła „w razie W” (faceta lepiej nie stawiać, bo wiadomo – nawet się nie obejrzy, a zostanie omotany biedaczek).

O czym Socha postanowiła tym razem opowiedzieć? O przyjaźni, która może, ale nie musi przetrwać wszystkiego, o miłości, która powinna, ale nie musi wygrać, o rozterkach, które mogą się skończyć, ale tak naprawdę nie wiadomo, czy kiedykolwiek do tego dojdzie. Autorka nie zostawia jasnej odpowiedzi i chwała jej za to – ona po prostu uwierzyła w moją mądrość i dała mi wybrać. Doskonale, bo to książka o wyborach właśnie: między stabilnym, aczkolwiek nieszczęśliwym życiem w klatce, bez miejsca „dla siebie” a walką o siebie, między przyjaźnią a miłością, między swoim szczęściem a chęcią zaspokojenia ograniczonych wizji otoczenia.

Pisarka zadaje pytanie: czy metryka może decydować o tym, gdzie znajdziemy oddanie, czułość, pełnię życia i – no sorry – dobry seks? Czy naprawdę może nam to wszystko dać tylko i wyłącznie rówieśnik lub starszy, „doświadczony” partner? Te dwie opcje są dopuszczalne. Jeśli po drugiej stronie staje młodszy facet to już niekoniecznie. Oczywiście, że sytuacja jest mocno przejaskrawiona – nie dość, że młodszy, nie dość, że syn przyjaciółki, to jeszcze w pewnej mierze wychowywany przez swoją kochankę. Wydaje mi się jednak, że Socha wcale nie chciała opowiedzieć realnej historii, tylko – po swojemu – po prostu poharatać nieco nami.

Jedna uwaga: jeśli spodziewacie się porażającego romansu okraszonego erotyką i obrazami rodem z podręcznika kamasutry, to zdecydowanie nie ten kierunek. „Troje na huśtawce” to zbiór przemyśleń na temat tego, co dzieje się w życiu dojrzałej kobiety, gdy cały świat krzyczy, żeby się opamiętała i przestała myśleć o sobie. To wszystko zaserwowane jest w zabawnej i czasami ironicznej konwencji, która nie ujmuje tematowi powagi.

Dla kogo jest ta książka? Poza tym, że dla każdej kobiety, to – moim zdaniem – dla absolutnie każdego… mężczyzny. Tak, oczy Was nie mylą. Uważam, że powinien ją przeczytać każdy facet, nieważne, czy ma dwadzieścia czy czterdzieści kilka lat. Myślę, że mógłby wiele dowiedzieć się o sposobie myślenia kobiet, czego one oczekują i że nie chodzi o to, by mieć coraz to nowszy model. Chodzi o to, że czasami stagnacja przechodzi w regres i jeśli nic nie da się z tym zrobić, to… to może trzeba gdzieś poszukać zielonych drzwi.

Może Ci się również spodobać: