Recenzje

„Bezdech”
Grzegorz Kapla

przez

Trzeba naprawdę dobrze pisać o polityce, żeby nie zniechęcić mnie do lektury już po pierwszych stronach. Czytam dla relaksu, nie z obowiązku. Stronię od tych wszystkich powtarzalnych, nudnych afer. Brak telewizora nie jest spowodowany brakiem miejsca na ścianie, a raczej brakiem potrzeby lawirowania między kanałami informacyjnymi, przedstawiającymi jeden fakt w zupełnie różny sposób. Szkoda mi czasu i energii na doszukiwanie się prawdy. Mam wrażenie, że jestem od tego zdrowsza.

Po „Bezdechu” – kryminalnym debiucie Grzegorza Kapli – spodziewałam się wciągającej historii. Co prawda nawiązania do polityki pojawiły się już w samym opisie, jednak uznałam, że w niewielkim wymiarze jestem w stanie to przetrzymać. Nie ukrywam też, że bardzo chciałam przekonać się, czy Kapla podołał wyzwaniu, które przed sobą postawił. Zwłaszcza, że dotychczas udało mi się poznać go jako autora książki o Gruzji – kraju, po którym kilka lat temu włóczyłam się z plecakiem, nocując u dobrych ludzi, smakując cudownych chinkali i odkrywając, dlaczego Gruzini tak bardzo kochają Polaków. Teraz Kapla objawił się jako debiutant. Trochę mnie to zszokowało. Po przeczytaniu tej książki uczucie szoku nieco zelżało, pozostawiając delikatny niedosyt oraz przekonanie, że ten debiut jest całkiem niezły, a pisarz obrał dobrą drogę.

„Bezdech” to taki trochę Head&Shoulders i w tym przypadku opcja 2w1 świetnie się sprawdziła. Kapla serwuje nam dwie równorzędne historie, rozdzielając je na „wtedy” i „teraz”. Z jednej strony mamy zwykłą policyjną robotę – poszukiwanie tożsamości oraz powodów zabójstwa kobiety, której ciało zostaje odnalezione na brzegu Wisły. Z drugiej strony – i dla mnie ta część  była szczególnie wciągająca – autor zabiera nas w historyczną podróż: od pogromu Żydów, przez czasy PRL i ubeckich metod pracy, aż po współczesność i przypadkową śmierć ministra w wypadku samochodowym. Wspólny mianownik? Olga Suszczyńska – policjantka, która na polecenie swojego szefa zaczyna szperać w dokumentach, próbując znaleźć potwierdzenie na to, że śmierć polityka nie była przypadkowa. Jednocześnie prowadzi śledztwo związane z topielicą.

Czy macie wrażenie, że to trochę chaotyczne? Podczas czytania takie właśnie myśli krążyły po mojej głowie. Momentami czułam, że to się nigdy nie sklei, jednak mój „książkowy szósty zmysł” podpowiadał, że powinnam zaufać. Zaufałam i nie zawiodłam się. Kapla wybrnął z pułapki, którą sam na siebie zastawił, prowadząc obok siebie dwie niezależne historie.

A co z tą polityką, o której rozpisałam się na początku? W „Bezdechu” jest jej od groma, a zaczyna się od dziewiątej strony („Pierdolony PiS”). Mamy tutaj mnóstwo głośnych wydarzeń z areny społeczno-politycznej, takich jak przyjazd Jana Pawła II do Polski, strajki w Stoczni Gdańskiej, przyjęcie ustawy o obniżeniu emerytur ubekom, a nawet głośne urodziny ojca Rydzyka. Tak naprawdę to tylko wycinek, bowiem ta książka jest nasycona polityką i problemami, z którymi wojuje dzisiejszy świat. Kapla pisze wprost o jednym z największych lęków Polaków – o imigrantach, którzy, chcąc żyć według swoich zasad, mogą doprowadzić do zguby poukładany świat „Zachodu”. Robi to w bardzo obiektywny sposób: z jednej strony pokazuje, do czego są zdolni, a z drugiej oswaja ich, pokazując, że nie chcą zmieniać naszego świata – chcą tylko zachować resztki swojego.

Mimo dobrego odbioru całości „Bezdechu”, mam małe zastrzeżenie. Kapla zdecydowanie posiada swój styl, który może stanie się jego znakiem rozpoznawczym. Jednak muszę przyznać, że mnie on czasami drażnił, szczególnie w kontekście budowy zdań. Brakowało mi płynności. Miałam wrażenie, że każde zdanie, które mogłoby, a nawet powinno jakoś wybrzmieć, zostało podzielone na kilka innych, co powodowało, że tekst stawał się dla mnie taką strzelanką. Dwa wyrazy, kropka. Cztery wyrazy kropka. Być może taki był właśnie zamysł, cel, przyjęta konwencja. Tego nie wiem.

Do debiutów mam spory dystans. Muszę przyznać, że Kapla dokonał niemożliwego – napisał książkę, w której jest mnóstwo polityki, lekko irytował mnie stylem pisania, a jednak w ostatecznym rozrachunku uważam, że to naprawdę całkiem dobra książka. Czekam na kolejną.

Może Ci się również spodobać: