Wyrwana z wygodnego świata, w którym ciepła woda nie jest żadnym luksusem, a centralne ogrzewanie w zimie jest tak naturalne jak to, że po dniu przychodzi noc. Zamieszkała pośrodku niczego, w otoczeniu wszechobecnego błota i brudu. Skazana na towarzystwo zmierzłego, wręcz obleśnego teścia. Czy chciałabym tak żyć?
Wydawnictwo Otwarte zrobiło mi jeden z najwspanialszych prezentów – wydało „Błoto” Hillary Jordan. Książkę, która uwiodła mnie od pierwszych stron, w której zatopiłam się na dwa dni, która pozwoliła odpłynąć i przeżywać historię McAllanów oraz Jacksonów. Trudno mi opisać jednym słowem, jak cudownie było słuchać bohaterów, wchodzić w ich skórę, przenieść się na bezdroża Missisipi i zapadać w pięknej narracji.
O amerykańskim rasizmie napisane zostało już tyle, że trudno sobie wyobrazić, iż można coś w tej kwestii jeszcze odkryć. Tymczasem książki takie jak „Błoto” udowadniają, że może być lepiej i piękniej, choć traktują o brutalności ludzi, o próbie przetrwania w świecie, który za nic ma normy prawne.
Delta Missisipi. To tutaj przeprowadza się rodzina McAllanów, zajmując kompletnie zrujnowaną farmę i biorąc się za uprawę bawełny. Pomocy w tym zakresie mogą oczekiwać od rodziny Jacksonów – czarnoskórych dzierżawców. To drastyczny przeskok – dom się rozlatuje, nie ma okien, bieżącej wody i prądu. W tych niezwykle trudnych warunkach przychodzi żyć Laurze, wychowanej w komfortowym domu, w którym nigdy niczego nie brakowało. Nic zatem dziwnego, że kobieta zupełnie nie potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Jej mąż, Henry, całą uwagę poświęca ziemi, która staje się jego idée fixe. Do i tak trudnej sytuacji dokłada się jeszcze niezwykle zimny i problematyczny ojciec Henry’ego, który we wszystkich poza synem wzbudza same negatywne uczucia. Mamy lata 40- ste, z frontu powracają Jamie i Ronsel – pierwszy jest bratem Hanry’ego, a drugi synem Jacksonów. Ci dwaj znajdują wspólny język, a ich relacja – oparta na wzajemnym zrozumieniu i podobnych przeżyciach – staje się zarzewiem konfliktu między uosobieniem rasizmu w postaci Papy a czarnoskórymi dzierżawcami.
Tym, co szczególnie wyróżnia „Błoto” na tle innych książek to sposób prowadzenia narracji. Jordan skonstruowała swoją książkę tak, by dać prawo wypowiedzieć się każdemu z bohaterów, co wywiera niesamowite wrażenie na czytelniku. Pozwala poznać każdy punkt widzenia, zrozumieć myślenie i znaleźć wytłumaczenie na takie, a nie inne postępowanie. Nie pozwala dojść do głosu tylko jednemu – temu którego nie da się zrozumieć, który wzbudza największą złość i niechęć. Jordan pozbawia tego człowieka prawa głosu, ubierając go w biały strój ze szpiczastym kapturem… strój Ku Klux Klanu. To Papa – ucieleśnienie południowej mentalności i zacofania. Ten stary i niezwykle okrutny człowiek próbuje przerzucić swoje poglądy na starszego syna, jednak ten, pamiętając o tym, że potrzebne mu są ręce do pracy i pomoc Hapa Jacksona, usiłuje zachować jakąkolwiek równowagę w całym tym szaleństwie. Nie bez znaczenia jest fakt, że żona dzierżawcy, Florence, wyleczyła jego córki i zgodziła się pomagać Laurze w domu.
Te dwie kobiety to niemal osobny temat. Ich niesamowita siła, hart ducha oraz odwaga sprawiły, że stały mi się szczególnie bliskie. Choć tak różne od siebie, obydwie są symbolem poświęcenia, uporu, matczynej miłości i małżeńskiego obowiązku.
Niezwykłe losy tych dwóch rodzin przedstawione zostały w bardzo wyjątkowy sposób – dość statycznie, spokojnie, z opanowaniem. Podczas lektury po głowie błąkały mi się jazzowe kawałki, w nosie kręciło od wszechobecnego kurzu, zapadałam się po kostki w bagnie, czekając wraz z Laurą na sobotę – jedyny dzień, w którym mogła wziąć kąpiel. Czułam ból nastawianej kości Hapa, przez szpary w przybudówce podglądałam namiętność Jamiego, z nadzieją i wzruszeniem oglądałam zdjęcie pewnej Niemki wraz z ślicznym chłopcem o ciemniejszym kolorze skóry. To wszystko było możliwe, ponieważ pisarka zrobiła wszystko, by ułatwić nam smakowanie lektury.
Tę książkę trzeba przeczytać, poczuć, odurzyć się. Pozwoli to w pełni zrozumieć problem segregacji rasowej, niby tak odległy, a przecież wciąż aktualny. Może nawet skłoni do przemyśleń. Czy ten świat naprawdę zmienił się na lepsze od tamtej pory? Czy rzeczywiście jesteśmy tacy krystalicznie czyści jeśli chodzi o kwestię równości? „Błoto” stawia wiele pytań i daje wiele odpowiedzi. To lektura obowiązkowa. Polecam.