Powiem Wam coś: cieszę się, że dorastałam w takich, a nie innych czasach. Bez mediów społecznościowych, smartfonów, laptopów, iPadów i wszelkiego tego bogactwa, którym otaczamy się na co dzień. Owszem, nie wyobrażam sobie, żeby mój niespełna siedmioletni syn założył klucz na szyję i pobiegł gdzieś z kolegami, w dodatku bez telefonu albo chociaż smartwatcha przy sobie. Przymykam oko na moją trzyletnią córkę oglądającą bajki na YouTubie, bo w tym czasie mam czas wypić gorącą kawę. Cieszę się, że jako nastolatka nie wiedziałam, co to Facebook, choć teraz jestem od niego w pewien sposób uzależniona. Wreszcie – tak bardzo cieszę się, że nigdy nie musiałam mierzyć się z tragedią, jaką jest samobójstwo koleżanki czy kolegi z klasy. Że niejasności rozwiązywało się po prostu na podwórku, mniej lub bardziej dyplomatycznie, ale jednak skutecznie. „Nie lubię cię, nie będę się z tobą bawić”. Infantylne? O rany, jakże chciałabym powrotu tego infantylizmu! Wtedy można było wierzyć, że jakikolwiek dorosły zawsze nas obroni. A teraz?
Z możliwości Facebooka skorzystała Nina, można powiedzieć „nieobecna” bohaterka książki „Jak ziarnka piasku” Joanny Jagiełło, nadając na żywo film z…. własnego samobójstwa. Jakże to pokracznie brzmi.. Jednak tak właśnie się dzieje. W swoje siedemnaste urodziny nastolatka realizuje plan i decyzję o odejściu ze świata wprowadza w czyn. Nikt nie rozumie co się stało, dlaczego ta sympatyczna, ładna i zdolna dziewczyna postanowiła odejść, w dodatku w tak spektakularny sposób. Cały opis sprawy poznajemy z punktu widzenia Anny, jej najlepszej przyjaciółki. Dziewczyna czuje się osamotniona, zdradzona, pominięta. Zaczyna rozmyślać i analizować zachowanie koleżanki, zauważa pewne zmiany, które w niej zaszły, a których nikt nie wychwycił na czas. Przypomniała sobie sytuacje, w których Nina chciała jej coś powiedzieć, ale ona nie słuchała, zaabsorbowana nowym obiektem swoich uczuć. Ania uświadamia sobie, że odkąd każda z nich poszła do innego liceum, ich przyjaźń ulegała powolnemu rozpadowi. Z czasem zaczyna sobie układać życie, choć w ten czy inny sposób Nina wciąż jest w nim obecna. Z czasem również odkrywa przyczynę samobójstwa przyjaciółki, samej wplątując się w koszmarną sytuację.
Czy dziewczyna poradzi sobie ze swoim dramatem, czy może pójdzie za przykładem Niny? Nie odpowiem na to pytanie. Zróbcie to sami, czytając „Jak ziarnka piasku”. Joanna Jagiełło w niedługiej powieści przedstawiła nam całe spektrum niebezpieczeństw, jakie czai się na nieroztropną młodzież. To lektura nie tylko dla nastolatków, ale również dla rodziców. Ponadto jest napisana prostym językiem, a jednocześnie nie jest infantylna – spokojnie może porwać młodzież, a jednocześnie usatysfakcjonować dorosłego. Sama jestem matką trzylatki. Nie potrafię nawet sobie wyobrazić, że moja mała słodka Helenka mogłaby choć przez chwilę znaleźć się w sytuacji podobnej do tej, w której znalazła się najpierw Nina, a potem Ania. Żyję w stosunkowo spokojnym świecie przedszkolaka, martwię się niezjedzonym obiadem i rozcięta brodą. Mówi się: małe dzieci – mały kłopot, duże dzieci – duży kłopot. Po lekturze książki Joanny Jagiełło dość brutalnie uświadomiłam sobie, jakie problemy stoją przede mną, z czym może przyjść mi się zmierzyć. Jednocześnie jest to dla mnie przestroga, by o pewnych rzeczach rozmawiać z dziećmi wcześniej, uświadamiać im, jakie niebezpieczeństwa mogą na nie czyhać nawet ze strony tych, którym bezwzględnie ufają. Chcę być przyjaciółką moich dzieci, a nie tylko matką, która sponsoruje imprezy i wakacje oraz tą, którą trzeba znosić z braku lepszej alternatywy. Jedno jest pewne – gdybym miała dorastającą córkę, na pewno podrzuciłabym jej tę książkę jako szczególnie interesującą. Zróbcie to.