Recenzje

„Kogut domowy”
Natasza Socha

przez

Długo zastanawiałam się nad wstępem do tej recenzji. Początkowo myślałam, że nie mam po prostu weny. Potem stwierdziłam, że napiszę coś o pięknej wiośnie za oknem, krokusach widzianych w górach, może co nieco o alergii mojej córki, o zielonych szparagach, które pojawiły się w pobliskim warzywniaku. Na koniec przeszło mi przez myśl, żeby pobiadolić trochę na facetów – że niezaradni, że nieżyciowi, że nic nie potrafią zrobić w domu, że wszystko trzeba im podać pod nos. Zaczynałam i kończyłam po dwóch zdaniach. Postanowiłam, że nie będzie wstępu. Żadnego. A tych parę zdań, które właśnie przeczytaliście to… nie wiem, co to jest. W każdym razie dziś bez żadnych ceremoniałów za „właściwy” wstęp posłuży jedno zdanie: Socha znowu to zrobiła!

Socha znowu to zrobiła. Napisała książkę, przy której się uśmiałam i nawet lekko wzruszyłam. Właściwie to nie powinnam się już dziwić – „Kogut domowy” (bo o nim tutaj mowa) to już podobno dziewiętnasta książka Nataszy. Kim jest ów kogut? Dobre pytanie. Znasz go Ty, znam go ja, zna go sąsiadka zza ściany i ta z bloku obok. Każdy zna jakiegoś koguta, tylko niekoniecznie domowego… Dumny i często bardzo barwny pan na włościach, przewodnik stada, obrońca, zawsze zwycięzca. Boję się kogutów od dziecka, od dnia, w którym jeden taki zaatakował mnie w dziadkowym kurniku. Stronię od nich i staram się nie wchodzić im w drogę. Co innego kogut domowy, oswojony, z obciętymi pazurami i spiłowanym dziobem…

Jakub Leński jest bankowcem, ojcem trzech dziewczynek, na swoim koncie posiada obowiązkowy kredyt i… właśnie został bezrobotny. Wskutek braku alternatywy, do pracy na pełen etat musi wrócić jego żona, Berenika, która do tej pory oddawała się roli matki, pracując dorywczo w agencji reklamowej. Mężczyzna przejmuje dowodzenie nad światem i wciela się w rolę kury domowej, a jako prawdziwy kogut chce udowodnić, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych i poradzi sobie w każdej sytuacji. Czy podoła? Czy jego żona doceni to poświęcenie? Wreszcie – kim jest Mach…j?

Natasza Socha po raz kolejny napisała książkę dla kobiet, którą powinien przeczytać każdy mężczyzna. Humorystycznie, z dużą dawką ironii pokazała problem, z jakim mierzą się… faceci. 

Zewsząd słyszymy, że chłopy w domu nic nie potrafią. Nie ugotują, nie posprzątają, nie zaopiekują się dziećmi. Nie zmienią pieluchy i nie wyprasują. Realizują się – jak to koguty – na arenie, walcząc o lepszy byt. Niczym jaskiniowcy wyruszają codziennie rano na łowy, przynosząc raz w miesiącu mamuta w postaci wypłaty. Dają bezpieczeństwo. A kobieta? Kobieta wiernie czeka, najczęściej piorąc, gotując i sprzątając. Socha zadaje kłam takiemu podejściu do sprawy. Historią Leńskich udowadnia, że nic nie jest czarno-białe, że coraz więcej mężczyzn daje sobie doskonale radę w domu i coraz częściej partnerzy dzielą się obowiązkami. Pisarka pokazuje, że facet w domu potrafi sobie poradzić tak samo jak każda baba, tylko trzeba mu dać szansę i… poczekać nieco dłużej na efekty. Autorka doskonale oddaje emocje kobiety, która „wraca na rynek” po latach przesiedzianych w domu i daje lekki prztyczek w nos mężczyznom, którym wydaje się, że skoro padło sakramentalne „tak”, to już nie trzeba się starać. Żeby była jasność: Socha nie oszczędza kobiet. Daje im nieźle po łapach, pokazując, ile mogą stracić dla zwykłego chwilowego porywu serca (aby im to udowodnić, wprowadza Berenikę w sytuację rodem z niezłego thrillera). Uwielbiam Nataszę za ten obiektywizm – dlatego uważam, że adresatem tej historii może być każdy. 

Na koniec jeszcze taka dygresja: chyba mi odbiło. Patrzę na okładkę „Koguta domowego” i widzę faceta spowitego w różowy tiul i najzwyczajniej w świecie go uwielbiam. Nie za to, że nosi spódniczkę. Za to, że uczy tańczyć swoją córkę. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo pamiętam, że w ten sam sposób jako mała Ania tańczyłam ze swoim ojcem. Kogutem. Nie domowym 😉

Może Ci się również spodobać: