Bardzo cenię ludzi, którzy mają do siebie dystans. Takich, którzy potrafią spojrzeć na siebie i swoje zachowanie z boku i skrytykować je wtedy, kiedy trzeba. Nie znoszę naburmuszonych, wiecznie niezadowolonych z życia ludzi, którzy swoim negatywnym podejściem do życia zatruwają mój spokój i wprowadzają nerwową atmosferę gdziekolwiek się pojawią. Przeprowadziłam na tę okoliczność wiwisekcję samej siebie i doszłam do wniosku, że jestem klasycznym przykładem podejścia, w którym dystans do innych to i owszem, posiadam, ale z dystansem do siebie to już trochę gorzej. Niby go mam, niby potrafię się z siebie śmiać, ale wszystko jest dobrze dopóki robię to ja. Jeśli zacznie ktoś inny – pokazuję zęby.
Katarzyna Nosowska, którą mało komu trzeba przedstawiać, wywołana do odpowiedzi na temat postrzegania świata, udzieliła jej w sposób obszerny, dosłowny i ironiczny w książce A ja żem jej powiedziała. Stworzona na zbiór zapisków (niby przypadkowych i luźno dobranych) książka pełna jest obserwacji i wniosków na temat współczesnego społeczeństwa, z wszelkimi jego dobrodziejstwami i plagami. Nosowska próbuje odebrać trochę masy show-biznesowi, postrzeganemu jako coś wspaniałego i godnego naśladowania. Jednak – co ważne – wcale z niego nie kpi. Chodzi bardziej o upuszczenie powietrza i nabranie dystansu – zarówno przez tych, którzy w show-biznesie „siedzą”, jak i tych, którzy obserwują go na ekranie telewizora.
To, czym mnie ta książka ujęła, to fakt, że pod powłoką humorystycznych krótkich tekstów, możemy dostrzec kobietę, która próbuje znaleźć sposób na poradzenie sobie z niekoniecznie łatwą rzeczywistością. To nie jest wspominkowy album o tym, jak fajnie było szaleć na scenie podczas koncertów, a potem zamykać się w pokoju hotelowym i kończyć dzień, nie pamiętając, jak się zaczął. Pomimo tego, że wielokrotnie zaśmiewałam się do łez podczas lektury, nie uważam jej za śmieszną. Można o niej powiedzieć – z humorem. Można zaznaczyć, że jest napisana z dystansem do siebie. Ale nie można jej nazwać śmieszną. Przecież Nosowska obnaża w niej również samą siebie, pisząc o tremie przed koncertami, o ogarniającej ją nieśmiałości, gdy stoi przed tłumem ludzi widzących w niej bożyszcze, którym ona nigdy nie pragnęła być. Między słowami opowiada o niełatwym dzieciństwie i lękach zaszczepionych w niej już na początku drogi życiowej. Wokalistka, znana z telewizji, płyt i koncertów, staje się dla nas po prostu Kaśką, sąsiadką z drugiego piętra, znajomą z placu zabaw. Nosi zawsze za duże ciuchy w czarnym kolorze, żeby wydawało się jej mniej. Urody godnej „piosenkarki” nabiera dopiero po przesiedzeniu kilku godzin u wizażystki. Nie jest idealna. Może dlatego tak bliska.
Myślę, że pochwała należy się również w odniesieniu do wydania A ja żem jej powiedziała. Kolorowe, pełne różnego rodzaju grafik, z wyszczególnionymi cytatami – to wszystko jest świetnym dopełnieniem treści.
Na pytanie, czy to rzeczywiście książka godna przeczytania, odpowiem, że tak. Nosowska nie odkrywa lądów, nie porusza tematów, o których nikt wcześniej nie odważył się napisać. Po prostu najzwyczajniej w świecie dobrze się to czyta i czasem nawet przez chwilę człowiek zastanowi się nad tym i tamtym. To już naprawdę wiele.