Doceniam okładki

Maria Paszyńska

przez

Jednym z pozytywów cyklu “Doceniam okładki” jest poznawanie ciekawych ludzi. Dzisiaj moim gościem jest właśnie ktoś taki – Maria Paszyńska, autorka cyklu Warszawski niebotyk, a także kilku innych książek, w tym Willi pod Zwariowaną Gwiazdą, której okładka również została doceniona w tym cyklu. Już niebawem, bo 20 czerwca, nakładem Wydawnictwa Książnica ukaże się kolejna książka Pani Marii – Owoc granatu. Dziewczęta wygnane. Ja już nastawiłam się na świetną lekturę!

***

Z początku postawione zadanie wydało mi się tyleż fascynujące, co trudne. Prawda jest bowiem taka, że często nie zwracam na okładki należytej uwagi. Mam pełną świadomość faktu, że nie starczy mi życia na przeczytanie wszystkich ważnych książek, więc z rzadka kupuję coś przypadkowego. Najczęściej doskonale wiem co chcę przeczytać w danym momencie, a to oznacza, że okładkę traktuję nie jak przewodnik, a jedynie dodatek. W pierwszej chwili zderzyłam się więc z pustką w głowie, lecz po paru minutach namysłu okazało się, że jest kilka okładek, które zapisały się bardzo wyraźnie w mojej pamięci i – co ciekawsze – nadal wywołują emocje, gdy na nie patrzę.

Okładka Połamanych skrzydeł Khalila Gibrana (Wydawnictwo Barbelo) jest niezwykle sensualna. To majstersztyk formy. Działa nie tylko na wzrok, ale i na dotyk oraz węch. Okładka, choć broszurowa, zrobiona jest z papieru przypominającego papier czerpany, który na dodatek bardzo ładnie pachnie. A namalowana akwarelą twarz, której połowa jest rozmazana i krew spływająca z krtani ma dla mnie wyjątkowo dramatyczny wydźwięk, zwłaszcza, że jest to książka o miłości.

Tyczka w krainie szczęścia oraz Dom który się przebudził, Martin Widmark (Wydawnictwo Mamania) – poczynię teraz wyznanie. Podoba mi się naprawdę niewiele współczesnych ilustracji i okładek książek dla dzieci. Jednak wszystko co tworzy Emilia Dziubak kupuję w ciemno. Mogę na jej pracę patrzeć godzinami i nigdy mi się to nie nudzi. Byłam kiedyś na śniadaniu z Martinem Widmarkiem, podczas którego autor opowiadał, że ilustracje p. Emilii żyją własnym życiem, że doskonale współgrają z treścią, choć podczas prac nie konsultują się ze sobą. Dla mnie każda z tych okładek jest osobną historią opowiedzianą w cudownym, magicznym, pełnym gry światła i ciemności stylu. Kocham bezgranicznie!

Rdza, Jakub Małecki (Wydawnictwo SQN) – nie potrafię uzasadnić, dlaczego ta okładka tak mnie hipnotyzuje. Gdy podarowano mi egzemplarz Rdzy, kończyłam duży projekt i nie mogłam od razu dać się pochłonąć fabule Małeckiego. Książka przez kilkanaście dni leżała na półce biblioteczki, a ja za każdym razem kiedy przechodziłam obok, po prostu musiałam na nią spojrzeć. I szłam dalej z powidokiem tego obrazu ,wywołującym uczucie niepewności i pytania jeszcze bez treści. Podczas całego życia czytelniczego coś takiego zdarzyło mi się zaledwie parę razy.

Ta okładka Baśni tysiąca i jednej nocy, w tłumaczeniu Alberta Kwiatkowskiego (Wydawnictwo Buchmann) wzbudza we mnie czułość. Kojarzy mi się z takim idealnym dzieciństwem, namalowanym farbami plakatowymi.  Wspaniała jest zwłaszcza postać konia, przy bliższym przyjrzeniu odsłaniająca tajemnicę, tak jak każda baśń.

Lubię proste formy, które jednocześnie niosą z sobą bogactwo treści. Nasycona chłodnym błękitem, rozgwieżdżona okładka Domu dziennego, domu nocnego Olgi Tokarczuk (Wydawnictwo Literackie), choć ma niewiele elementów, od razu daje sygnał, że treść będzie układanką, a przekaz niekoniecznie tym, czym z pozoru będzie się wydawał.

Moim faworytem jest okładka pierwszego polskiego wydania książki Religia Tima Willocksa (Dom Wydawniczy Rebis). Jestem wielbicielką konsekwencji formy i treści. Lubię, gdy okładki powieści historycznych mają czytelny związek z treścią, zamiast usiłować imitować książki z bliźniaczego gatunku, czyli fantastyki. Ta okładka jest dla mnie świetnym przykładem, jak powinno się to robić. Z jednej strony od razu widać, że nie jest to non-fiction, z drugiej bez czytania opisu wiadomo, w jakim czasie i wokół jakich wydarzeń rozgrywać się będzie akcja powieści.

Historia Adeli Magdaleny Knedler (Wydawnictwo Novae Res) ma prościuteńką okładkę, a mimo to zwróciła moją uwagę wśród wszystkich krzykliwych, kolorowych, pełnych roześmianych twarzy okładek na Targach, gdzie – umówmy się  – każdy po paru minutach czuje się przebodźcowany. Jak widać elegancja i klasyczny wdzięk połączenia czerni i bieli bez względu na okoliczności przyciągnie wzrok.

***

Pani Mario, bardzo dziękuję za udział w zabawie!

Która z okładek przypadła Wam do gustu?

 

Może Ci się również spodobać: