Recenzje

„Nasz chłopak”
Daniel Magariel

przez

Istnieją książki, które dla czytelnika stają się koszmarem. Nie dlatego, że są złe, tylko dlatego, że są tak brutalnie prawdziwe.

Zazwyczaj podczas czytania książki notuję. Tworzę drzewa genealogiczne, charakterystyki postaci, wypunktowuję wszystko, co przychodzi mi do głowy. Tym razem nie napisałam nic. Po pierwsze – nie zdążyłam, a po drugie – nie chciałam uwieczniać na papierze niczego, co chodziło mi po głowie podczas lektury. Wiedziałam, że słów, które cisnęły mi się do ust, nigdy nie będę mogła użyć w swojej recenzji. Odpuściłam. Czytałam i więdłam – z bólu, strachu i niewypowiedzianej nienawiści.

Wydawnictwo Pauza swoimi dwiema pierwszymi książkami zdążyło nas przyzwyczaić, że możemy zapomnieć o łatwej lekturze, jeśli na okładce widnieje charakterystyczne „P”. Dokładnie tak samo jest w przypadku najnowszej książki, którą uraczyło swoich czytelników – Nasz chłopak Daniela Magariela. Powiem Wam, że pierwszy raz mam ogromną nadzieję, że to fikcja literacka. Jak nigdy nie chcę czytać wywiadów z autorem, nie chcę poznawać powodów, dla których postanowił napisać tę książkę, nie chcę przekonywać się, czy jakkolwiek treść lektury współgra z jego własnymi przeżyciami – nie chcę, bo tego nie zniosę. Nie chcę nawet myśleć, że jakiś fragment tej lektury może być prawdą, choć przecież wiadomo, że tak straszne rzeczy dzieją się na całym świecie. Autor zaserwował nam niezwykle skondensowaną historię – na nieco ponad 140 stronach opowiedział o czymś, co w obyczajowej literaturze składa się na pięćsetstronicowe powieści. I ja dziękuję za tę oszczędność słowa. Dziękuję Danielowi Magarielowi za to, że nie zmuszał mnie do czytania Naszego chłopaka dłużej niż jeden dzień. Nie wytrzymałabym tego. Ta historia jest zbyt bolesna.

Dwaj bracia, uwolnieni od znęcającej się nad nimi matki, wraz z ojcem opuszczają wspólny dom, by zaznać szczęścia tylko we trójkę, gdzie indziej. Nadzieja na lepsze jutro, którą mami nas autor na początku, bardzo szybko umyka i pozostawia miejsce bezlitosnej prawdzie o uzależnionym od cracka ojcu. Jego labilność jest nie do wytrzymania, a wszystko to obserwuje dziecko, które jest jednocześnie narratorem tej powieści. Oddani tacie chłopcy pracują za niego, w chwilach kompletnego odlotu opiekują się nim, a kiedy sytuacja tego wymaga – chronią przed policją. Rola dziecko-rodzic jest tutaj kompletnie zaburzona – to będący wiecznie na haju stary wymaga opieki, a nastolatki sprawują nad nim pieczę. Ich lojalność jest regularnie „nagradzana” przez trudne do wyobrażenia kary cielesne. Zaufanie, miłość i poczucie bezpieczeństwa umykają tak szybko, jak się pojawiły.

Nasz chłopak dobitnie obrazuje nam konsekwencje wychowywania się w rodzinie naznaczonej piętnem uzależnienia. Nie ma tutaj umoralniających fragmentów, nie ma podanego sposobu rozwiązania. Autor szarpie naszą moralnością, pokazując, jak bardzo potrafimy zniszczyć świat niewinnemu dziecku. Robi to w sposób przerażająco sugestywny, kreśląc obraz maltretowanego dziecka dosadnie i niezwykle ekspresyjnie. Tym samym pozostawia czytelnika w stanie skrajnego przygnębienia. Przypomina mi to książkę Małe życie Yanagihary, po której zbierałam się kilka dni. Tutaj mamy podobny poziom bólu, ale podany w mocno skondensowanej formie, co jeszcze bardziej wpływa na odbiór.

Daniel Magariel  w Naszym chłopaku odziera rodzinę z codzienności i normalności. Pokazuje, jaką traumą może być dzieciństwo i jak naiwne jest myślenie, że rodzice nigdy nie wyrządzą krzywdy swojemu dziecku. Że największym barbarzyńcą jest ten, który powinien być największym przyjacielem. To tak bardzo boli.

Może Ci się również spodobać: