Recenzje

„Twarz Grety di Biase”
Magdalena Knedler

przez

Czy można zakochać się w kobiecie z obrazu? W jej profilu, kształcie nosa, warg czy oczu? Czy można tak bardzo przejąć się jej losem, żeby zmienić całe swoje życie? Czy da się żyć życiem samotnika? Czy to normalne, by świadomie pozbawiać się miłości? I wreszcie – czy trwanie to życie?

Te pytania gwałtownie wdarły się do mojej głowy i natrętnie buszowały po jej zakamarkach podczas czytania najnowszej książki Magdaleny Knedler – Twarz Grety di Biase. Od pierwszych stron we mnie wrzało. Z różnych powodów, o czym za chwilę Wam powiem. I choć nie lubię używać górnolotnych słów, to tutaj pokuszę się o stwierdzenie, że twórczość Magdy jest dla mnie pewnego rodzaju fenomenem, na który składają się dwa określenia: nieszablonowa i trudna do zaklasyfikowania. Nie wiem, z czego to wynika. Sama Magda wydaje się nieco wycofana – nie posiada grupy na Facebooku, mimo polubienia jej autorskiego profilu, nie widzę ciągle jej twarzy na mojej tzw. „ścianie”, nie zarzuca Instagrama zdjęciami. Dla jasności: nie uważam, że robienie tego jest złe – sama przecież udostępniam prywatne (czytaj: osobiste) treści i zdjęcia. Wspominam o tym w kontekście akurat tej autorki, która wydaje się jakby nieco obok całego „biznesu”. Jej zamiłowanie do filmu, muzyki, sztuki i Włoch, tak widoczne już w Historii Adeli, w Twarzy Grety di Biase objawia nam się ze zdwojoną siłą. Pisarka ma bardzo dużo do powiedzenia w tych kwestiach, za każdym razem onieśmielając mnie swoją wiedzą. W dodatku jej sposób pisania – dojrzały, przemyślany i rzetelny – jest jej piękną wizytówką. Niewielu autorów potrafi oddać w książce swoje pasje z taką intensywnością, z jaką robi to Knedler. A najnowsza książka wprost nimi kipi.

Adam Dancer, właściciel niewielkiej wrocławskiej galerii, pozyskuje do swoich zbiorów autoportrety tajemniczej Grety di Biase. Samotny, opętany nerwicą natręctw mężczyzna zakochuje się w kobiecie z obrazów i postanawia nawiązać kontakt z ich autorką. Dotychczasowa rutyna, dająca iluzję bezpieczeństwa i będąca jego prywatnym sposobem na zaklinanie rzeczywistości, zostaje zdominowana przez uczucia, których Dancer dotychczas świadomie do siebie nie dopuszczał. Tym razem okazuje się, że sztuka może wpłynąć na życie bardziej niż nam się wydaje. Mimowolnie stajemy się świadkami niezwykle głębokich rozmów o sztuce, które przekształcają się w swego rodzaju spowiedź. Przyznam, że momentami czułam się jak intruz, wyrzuty sumienia z powodu wejścia z butami w bardzo intymną relację dwojga ludzi targały mną na lewo i prawo. Kiedy już przełknęłam ten mój brak wyczucia, oddałam się Adamowi i Grecie całkowicie, choć po drodze jeszcze kilka razy mną zatrzęsło.

Brawa należą się Magdalenie Knedler za wiele rzeczy, ale na pierwszy plan wysuwają się kreacja bohaterów i wiedza autorki. Bardzo doceniam, gdy pisarze wychodzą poza schematy i dają czytelnikom postaci charakterystyczne, wyjątkowe, takie, które nie znikają z pamięci wraz z ostatnim rozdziałem. Postaci, które nigdy nie pozwolą zapomnieć, o czym jest książka. Bo gdzie spotkam drugiego Adama Dancera? Owszem, odrobinę przypomina detektywa Monka, ale to tylko dlatego, że podobnie jak on cierpi na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Tajemnicza Greta również jest postacią niezwykle oryginalną, choćby przez sam fakt historii swojego życia.

Twarz Grety di Biase to przede wszystkim korespondencja. Początkowo e-maile maja charakter rozprawek o sztuce. Tutaj Knedler błyszczy swoją wiedzą i potwierdza, jak ważne jest przygotowanie i świadomość wszystkiego, o czym się pisze. Z kart powieści czuć, że nic nie jest tu wyuczone na potrzeby książki. Wręcz przeciwnie – tu wszystko aż pulsuje miłością do malarstwa. Zdaję sobie sprawę, że dla niektórych czytelników początkowy etap znajomości naszych bohaterów może być nieco abstrakcyjny. Dokładne opisy rzemiosła, tytuły kolejnych obrazów oraz specjalistyczna terminologia mogą początkowo odpychać. Mam również świadomość, że połączenie sztuki, pięknej Italii i korespondencji samotnego mężczyzny z tajemniczą kobietą może implikować w głowie oczekiwanie na feerię uczuć, a mówiąc dosadniej: gorący romans. Tego tutaj nie ma. Sama wpadłam w tę pułapkę. Jednak z perspektywy całej książki uważam to za swoją własną, prywatną głupotę. Dotarło do mnie, że pisarka po prostu bardzo ostrożnie podeszła do tej miłości. Stopniowo, niczego nie narzucając, zwiększając z każdym kolejnym listem napięcie i podniecenie, pozwoliła Grecie opowiedzieć o swojej przeszłości, a Adamowi zrzucić kajdany, które sam sobie założył. Zrobienie z tej powieści romansu byłoby zbrodnią.

Knedler poprowadziła tę historię mistrzowsko, sprawiając, że Twarz Grety di Biase stała się dla mnie nie tylko fascynującą lekturą, ale swego rodzaju zjawiskiem. Mam nadzieję, że zechcecie potowarzyszyć Adamowi w jego podróży z Wrocławia do Włoch i zachłyśniecie się klimatem tej powieści.

Może Ci się również spodobać: