Był taki moment, w którym chciałam zostać dziennikarką. To było mniej więcej wtedy, gdy skończyłam marzyć o byciu piosenkarką. Ach nie, to było tuż po tym, jak ubzdurałam sobie, że zostanę archeologiem. A może się mylę? Może to było gdzieś pomiędzy marzeniami o byciu aktorką lub pisarką? Nie pamiętam już. W każdym razie na pewno gdzieś tam kiedyś chciałam być dziennikarką. Nieważne jaką. To znaczy ważne o tyle, że na pewno dobrą. Ale akurat dobra to ja lubię być we wszystkim, co robię.
Teraz w modzie jest dziennikarstwo śledcze. Nic w tym dziwnego, skoro afera goni aferę. Gdybym była na etapie wyboru zawodu, być może poszłabym w tym kierunku. Oczywiście zaraz po tym, jak nagrałabym płytę, wyprzedała ogromny nakład swojej debiutanckiej książki i wystąpiła w polskim filmie, zbierając gratulacje na festiwalu w Cannes. Tak, mogłabym zostać dziennikarką śledczą. Tymczasem przyszło mi być socjologiem, entuzjastką thrillerów i kryminałów. Kocham literaturę piękną, ale czasami potrzebuję odskoczni. Każdemu według potrzeb. Dlatego z bardzo dużym zainteresowaniem sięgnęłam po Zmowę Dario Correntiego, której okładka niewątpliwie przyciąga wzrok i zapowiada momenty grozy.
Faktem jest, że nie przypadkiem uczepiłam się tego dziennikarstwa śledczego, bowiem głównym bohaterem książki jest Marco Besana – uprawiający ten zacny zawód, lekko zgorzkniały i rozgoryczony z powodu zbliżającej się emerytury stary wyjadacz, przed którym stoi ostatnia sprawa do rozwiązania. W Bergamo mają miejsce niezwykle brutalne morderstwa, których sprawcą jest lubujący się w bardzo bestialskich zbrodniach kanibal. W dwóch słowach – jest grubo. Policja ma spore problemy ze złapaniem „seryjniaka” i pewnie sam Besana też by je miał, gdyby nie Ilaria Piatti – młoda stażystka, która poza tym, że wydaje się bardzo niezdarną, wręcz totalnie gapowatą szarą myszą, posiada bardzo analityczny umysł i potrafi dojrzeć szczegóły, które dla innych nie istnieją. Barwny duet Besana-Piatti robi wszystko, by odkryć, kim jest zabójca, niejednokrotnie narażając swoje życie.
Można by pokusić się o zarzut, że autor (albo autorzy, bo podobno Dario Correnti to pseudonim, pod którym kryją się dwie osoby) nie wzniósł się na wyżyny oryginalności. Szczerze mówiąc, taki przytyk na mnie nie działa. Czegóż spodziewać się po thrillerze? Jestem zdania, że już wszystko zostało napisane. Teraz zabawa polega na tym, by poprowadzić odpowiednio akcję i stworzyć ciekawych bohaterów. Correntiemu się to udało. Nie ma tu jakiejś wielkiej wartości dodanej, aczkolwiek to, jak subtelnie zwodzi czytelnika, potwierdzi każdy, kto przeczytał Zmowę. Dodatkowo autor (autorzy) wprowadził charakterystyczne postaci, które – poza tym, że stanowią mieszankę wybuchową – dla mnie są uosobieniem włoskiej kultury, kojarzącej się z dobrym jedzeniem i jeszcze lepszym winem. Przyznaję, że czytanie tej książki z pustym żołądkiem nie jest wskazane, bowiem Marco i Ilaria co chwilę stołują się w restauracjach i poświęcają konsumpcji sporo czasu. To może trochę uwierać.
Poza ciekawymi bohaterami na pochwałę zasługuje przeplatający się z makabrycznymi scenami humor bohaterów. Marco Besana jest przedstawicielem tego rodzaju ludzi, którzy posiadają dość złośliwe poczucie humoru, a ja takowe uwielbiam, dlatego niejednokrotnie zaśmiałam się podczas jego konwersacji z młodszą koleżanką.
Czy zatem Zmowa wniesie coś więcej do naszego życia? Świata nie zwojuje, ale na pewno będzie odprężającą lekturą na wieczór – nawet, jeśli opisuje kanibalistyczne praktyki. To nie jest lektura, która zmieni nasze życie i nastawienie do świata – nie taki jest cel gatunku, który reprezentuje. Ale na pewno zajmie nam dwa lub trzy wieczory, a nawet odpręży i pozwoli oddać się wartkiej akcji.