Mam wrażenie, że ostatnio zrobiłam się niezwykle marudna w kwestii książek. Denerwują mnie małe rzeczy, które wcześniej umykały mojej uwadze. Nawet jeśli czasami coś mnie mierziło, to nie wywoływało odruchów, w konsekwencji których w powietrzu latały przedmioty. W książkach miało się dziać i tyle. Akcja miała mnie pochłonąć i w sumie merytoryka oraz warstwa językowa stały obok. Liczyło się tempo, zwroty akcji i ciekawi bohaterowie. Ostatnio coś we mnie pękło i zauważyłam, że sporo uwagi poświęcam przygotowaniu autora do pisania, językowi, którym się posługuje, skupiam się na charakterystykach postaci. Wydaje mi się, że to efekt pewnych zmian, które postanowiłam wprowadzić – dałam szansę autorom takich książek, które jeszcze niedawno nie zagościłyby na moich regałach. Efektem tego jest kilka cudownych odkryć i wiele rozczarowań.
O Magdalenie Zimniak słyszałam same dobre rzeczy. I choć bardzo lubię thrillery psychologiczne, to jednak żadna z jej książek nie trafiła dotychczas w moje ręce. Dlatego też, gdy nadarzyła się okazja, by przeczytać jej najnowszą książkę Gra poza prawem, postanowiłam skorzystać.
Trzy kobiety.
Dorota to młoda dziewczyna, która dla świata nie istnieje. Uwięziona we własnym ciele (od urodzenia jest niepełnosprawna), została skazana przez swoją matkę i babkę na samotność. I nie, nie mówię tutaj o wsi zabitej dechami, gdzie czasami ludzie miewają różne dziwaczne pomysły. Tutaj mowa o wykształconych kobietach – bibliotekarce i lekarzu ortopedzie, które zamknęły dziewczynę w domu na odludziu, by nikt nigdy jej nie zobaczył. Beata, matka Doroty, do pewnego momentu nie widzi krzywdy, którą wyrządza córce. Wydaje jej się, że dba o nią nadzwyczaj dobrze, gwarantując podstawowe warunki do życia. I wreszcie Ola, koleżanka Beaty z pracy, która przez przypadek z impetem wkracza w życie pozostałych kobiet, grubo w nim mieszając.
Nawiązując do tego, co napisałam we wstępie, muszę powiedzieć, że Zimniak pokonała mnie portretami charakterologicznymi postaci. Już dawno nie czytałam książki, w której byliby oni przedstawieni z taką pieczołowitością i pomysłem. Bardzo pomogła w tym narracja pierwszoosobowa i oddanie głosu każdej z wymienionych wyżej kobiet i choć nie jest to żadna nowość w literaturze, to uważam, że pisarka zrobiła to w sposób genialny. Dodatkowo wszystko, co dzieje się w głowach bohaterów (a dzieje się dużo, uwierzcie!) przedstawione jest niezwykle plastycznie. Uważam też, że Zimniak bardzo sprawnie operuje językiem, sprawiając, że Gra poza prawem staje się nie tylko dobrym thrillerem psychologicznym, ale też intelektualną przygodą. Stanowi to naprawdę świetny dodatek do problematyki, którą zdecydowała się poruszyć – niepełnosprawności i sytuacji ludzi, którzy zostali pozbawieni możliwości normalnego funkcjonowania. Ta historia to w pewnej mierze opowieść o walce o tę normalność. To apel o szacunek i wyrozumiałość wobec innych.
Mój problem z tą lekturą polega na jednym zastrzeżeniu. Podczas czytania nie opuszczała mnie myśl, że wykreowana przez autorkę sytuacja jest tak bardzo nieprawdopodobna, że trudno mi dać się ponieść. Wiem, że istnieją na świecie ludzie, których skrzywiona psychika mogłaby poprowadzić w tym samym kierunku, w którym podążyła na przykład Beata, aczkolwiek moja wyobraźnia nie sięga na tyle daleko, by wszystko, co zadziało się w tej książce móc uznać za realne. A niestety do pełnego zaangażowania potrzebuję pewnej dozy prawdopodobieństwa.
Myślę, że Magdalena Zimniak zdecydowanie podniosła poprzeczkę, wyznaczoną w mojej głowie dla autorów thrillerów psychologicznych. Pokazała, że tak zwana literatura popularna nie musi być pisana łopatologicznym językiem, a już na pewno fabularnie nie musi być do granic uproszczona – wszystko mamy w odpowiednich proporcjach, co sprawia, że dobrze się to czyta. Bardzo żałuję, że nie potrafiłam „wejść” w tę historię, choć dom na odludziu już zawsze będzie kojarzył mi się z Zimniak i nieszczęsną dziewczyną, zamkniętą w nim na cztery spusty.