To ciekawe, jak szybko ludzie potrafią zmienić swoje priorytety, gdy stają w obliczu zagrożenia oraz jak przekształcają się wyznawane przez nich wartości i przekonania, gdy muszą zrobić coś złego, by ochronić swoją rodzinę. Każdy jest w stanie poświęcić bardzo wiele dla dobra bliskich. To prawda, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a perspektywa może zmienić się drastycznie, gdy do głosu dochodzi strach o najbliższych. Z taką sytuacją spotykamy się w książce Muszę to wiedzieć Karen Cleveland, którą miałam niesamowitą przyjemność przeczytać kilka dni temu.
Małżeństwo z czwórką dzieci. Szczęśliwa rodzina z kredytami i ciężkimi chorobami na karku. Każdy dzień wygląda podobnie – gonitwa, by zdążyć odwieźć dzieci do szkoły i przedszkola, wcześniej nakarmić i po drodze kilka razy przebrać, bo przecież zawsze coś musi wylądować na ubraniu. Skąd ja to znam! Wydawałoby się, że Vivian Miller to kobieta taka jak ja czy Ty – młoda matka z milionem spraw na głowie. Jej mąż, Matt, wydaje się być mężem doskonałym. Pomaga jej we wszystkim, niejednokrotnie biorąc na siebie codzienne domowe sprawy – gotuje, zajmuje się dziećmi i jest im niewątpliwie bliższy niż wiecznie pracująca matka. Tymczasem praca Vivian okazuje się być najważniejszym spoiwem całej rodziny, powodem, dla którego w ogóle Matt i ona zaistnieli jako małżeństwo. Zastanawiacie się, jak to możliwe? Otóż Vivian jest analityczką CIA, rozpracowującą siatkę rosyjskich szpiegów (tzw. śpiochów) w Stanach Zjednoczonych, a Matt jest właśnie taką wtyczką na usługach „mateczki Rosji”. Gdy kobieta odkrywa ten fakt, uświadamia sobie, że jej życie w dużej mierze jest czystą fikcją, która przybrała znamiona czegoś, co wygląda na prawdziwą miłość. Od momentu, w którym oznajmia mężowi, że wie, jaka jest prawda, życie tych dwojga nabiera tempa, a tym samym przyspiesza akcja książki, która swoim finałem wcale nie koi poszarpanych nerwów czytelnika.
Od samego początku czułam, że Muszę to wiedzieć okaże się świetną książką. Teoretycznie mogłam się mylić, bo przecież nie jest to szczególnie oryginalna historia. Jednak fakt, że taką fabułę stworzyła kobieta, która sama pracowała w CIA jako analityczka, wywołał moje ogromne zainteresowanie – uwierzyłam, że swoją wiedzę i doświadczenie Cleveland przełoży na karty powieści, czym mocno urzeczywistni swoją bohaterkę, a ja przecież uwielbiam, gdy bohaterowie nie są wydumanymi postaciami z prawdopodobieństwem istnienia w rzeczywistym świecie równym zeru. Na szczęście nie pomyliłam się ani trochę. Moim zdaniem to jeden z lepszych thrillerów szpiegowskich, jakie przyszło mi czytać. Nie potrafię sobie przypomnieć książki, w której moje wrażenia i odczucia wobec bohaterów zmieniały się w takim tempie. Nie pamiętam, żebym musiała czytać zakończenie kilka razy, żeby dotarło do mnie to, co się stało. Tak dobra umiejętność grania na uczuciach czytelnika powoduje, że trudno mi uwierzyć, że jest to debiutancka powieść Karen Cleveland. Wszystkie wydarzenia, które mają miejsce w Muszę to powiedzieć wywołują niesamowicie skrajne emocje, powodując całkowite rozbicie na końcu. Pisarka stworzyła w swojej książce klimat, w którym zanurzam się z wielką przyjemnością. To gęsty i wciągający thriller, przy którym brakuje czasu na oddech, wzbogacony wątkami obyczajowymi, doskonale obrazującymi pajęczynę, którą Matt przez lata oplatał Vivian. W momentach, w których Cleveland przerywa akcję wspomnieniami bohaterki, możemy uspokoić skołatane sensacyjnymi zdarzeniami serce i podejrzeć, jak skrupulatną, precyzyjną i dyskretną robotę wykonuje szpieg, by zdobywać informacje, na których mu zależy.
W mojej opinii Muszę to wiedzieć to genialny thriller, który od pierwszej do ostatniej strony trzyma w takim napięciu, jakiego dawno nie czułam podczas czytania książki. Krótko mówiąc – Karen Cleveland zmiażdżyła mnie swoim debiutem. Wreszcie mamy coś, co nie jest byle jakie, takie sobie albo nawet dobre. To jest świetne.