Recenzje

„Małgośka”
Anna Nejman

przez

Brakuje mi ostatnio spokoju. Takiego prawdziwego – bez zgiełku, wrzeszczących pod oknem dzieci, placów zabaw i miejskiego jazgotu. Marzę o ciszy w nastrojowym miejscu, w którym można się zaszyć i przeżywać każdy dzień po swojemu, bez pośpiechu. Może sentymentalna robię się na starość, a może to tylko oznaka przemęczenia i tęsknoty za urlopem. W każdym razie ciągnie mnie do wszystkiego, co sielskie, nostalgiczne, spowolnione. Nawet lekturę ostatnio dobrałam zgodnie z obowiązującym w mojej głowie klimatem. Muszę przyznać, że z wyborem trafiłam dobrze – Małgośka Anny Nejman to właśnie taka powieść: ciepła, idylliczna, powiedziałabym nawet, że kojąca.

Głównymi bohaterkami wspomnianej książki są dwie kobiety, których losy splatają się ze sobą, pozwalając na narodziny swoistej przyjaźni. Czytelnik jest wprowadzany w ich życie bardzo powoli, może nawet nieco monotonnie. Jesteśmy w Stanach Zjednoczonych. Eliza przeżywa rozterki, do których przyczynia się rodzinna tragedia z jej udziałem. Macierzyństwo staje się powodem, dla którego między nią a mężem powstaje coraz większy dystans, a pewne niedopowiedzenia i historia z jego przeszłości nie pozwala spać spokojnie. Skupiona na opiece nad dzieckiem, w wolnym czasie pisze książkę, której bohaterką jest Greta. To właśnie ona jest tytułową Małgośką, bowiem takie imię nosiła w przeszłości. To jej losy stanowią kanwę całej powieści, wprowadzając specyficzny nastrój, który towarzyszy lekturom traktującym o emigracji Polaków.

Anna Nejman podzieliła opowiadaną przez siebie historię na dwie części – współczesną, w której portretuje skrawek rzeczywistości, jaką jest macierzyństwo i zaburzone relacje między dwojgiem kochających się ludzi oraz przeszłą, ukazującą losy młodej Polki w obcym kraju. Jednak zawiedzie się ten, kto chciałby znaleźć tutaj sensację, niezwykłe zwroty akcji albo wielki romans. Ta opowieść jak spokojna rzeka płynie od początku do końca w jednym kierunku, ciągle w tym samym rytmie.

Czy można zaciekawić czytelnika, pisząc w taki właśnie sposób? No cóż, wydaje się, jakby to była idealna lektura do poduszki. Ale to tylko złudzenie i może właśnie na tym polega jej wyjątkowość – ona wcale nie jest nudna. Jednak z pewnością nie jest to lektura dla każdego, bo brak pędu też trzeba umieć wytrzymać. Moim zdaniem Małgośka broni się swoimi bohaterkami – kobietami, które na pozór są nieco „rozmemłane”, pozbawione pazura, niewyraźne. Teoretycznie wszystkie te cechy wywołują moją antypatię wobec postaci literackich. A jednak zarówno Eliza, jak i Greta mogą naprawdę imponować. Opanowanie, pełna akceptacja panującej sytuacji i swego rodzaju duma pierwszej z nich momentami mnie zawstydzała. Druga tymczasem jest uosobieniem odwagi, zaradności i pewnego rodzaju tajemnicy, którą czytelnik chce rozwiązać, ale… no właśnie. Tu natknęłam się na mankament tej książki, który położył się cieniem na całkowity jej odbiór. Wraz z ostatnią stroną poczułam ogromne rozczarowanie. Odniosłam wrażenie, jakby autorka urwała swoją powieść nagle i trochę bez sensu, pozbawiając mnie możliwości poznania losów Grety. Poczułam się trochę oszukana, bo to nie był ten rodzaj niedosytu, który zostaje przy niewyczerpanych historiach. Uważam, że ta książka zasługiwała na lepszy finał. Zasługiwały na to jej bohaterki, a przede wszystkim czytelnik.

Niemniej jednak Małgośka to ciekawa książka – taka, o których mówię, że mają swoją duszę. Mimo zakończenia, wcale nie żałuję wieczorów poświęconych na lekturę. Pozwoliła mi się odprężyć i utonąć w ciekawej historii.

Może Ci się również spodobać: