Recenzje

„Stany małżeńskie i pośrednie”
Dorota Kassjanowicz

przez

Moje przyjaciółki są odpowiednio oddalone ode mnie. I nie chodzi tutaj o kilometry autostrad, a o brak konieczności wypełniania sobą całego życia. Nie klepiemy po trzy godziny przez telefon, nie omawiamy każdej wyprawy do sklepu, nawet o pieluchach nie gderałyśmy ze sobą zbyt często. Nie mam potrzeby opowiadać o obiedzie, wyjściu do kina czy kupnie nowej sukienki. Jasne, chwalimy się nowymi częściami garderoby – czasami. Trwa to zazwyczaj tyle, ile napisanie dwóch zdań. Żadna z nas się nie obraża i nie wymusza pochwał. Właśnie to najbardziej w nich cenię – że mogę żyć swoim życiem i nie muszę spowiadać się z każdego oddechu. Że kiedy przyjdę do nich pewnego dnia i powiem, że wszystko się wali, to nie usłyszę standardowego „ale czemu dopiero teraz nam o tym mówisz?!”. Nasza przyjaźń ogranicza się do przekonania, że gdzieś tam jest ktoś, na kogo zawsze można liczyć. I za taką przyjaźń jestem wdzięczna.

Temat kobiecej przyjaźni poruszyła w swojej książce Dorota Kassjanowicz. W Stanach małżeńskich i pośrednich nakreśliła sylwetki czterech, całkowicie różnych od siebie przyjaciółek. Są one uosobieniem wszystkich problemów, z jakimi borykają się współczesne kobiety – brak samorealizacji, niespełnione ambicje, domowy kierat, niedowartościowanie, samotność, brak porozumienia z najbliższymi, stawanie pod pręgierzem i mnóstwa innych, które autorka świetnie uchwyciła i niby mimochodem bardzo plastycznie zobrazowała. Mamy tutaj matkę samotnie wychowującą córkę, singielkę, rozwódkę oraz tak zwaną „żonę męża” – kurę domową. Czego chcieć więcej? Przekrój całej damskiej części społeczeństwa (z pominięciem tych rzeczywiście szczęśliwych).

Można zarzucić lekturze, że motyw czterech bab, które spotykają się od czasu do czasu przy winie nie należy do szczególnie oryginalnych. Zgodzę się z tym. Aczkolwiek bądźcie pewni, że w Stanach małżeńskich i pośrednich nie ma miejsca na trywialność. Owszem, na pierwszy rzut oka można ulec takiemu złudzeniu, ale uwierzcie mi – to tylko iluzja. Sposób, w jaki Kassjanowicz charakteryzuje światy, w których żyją jej bohaterki, jest tak bardzo oddalony od banału jak Ameryka Północna od Australii. Dialogi, na pozór błahe i trywialne, nasączone są żartem, ironią i bardzo często niezbyt wygodną prawdą. To taki typ książki, przy której karteczki indeksujące zawsze trzeba mieć w odwodzie, żeby przypadkiem nie opuścić jakiegoś szczególnie mądrego fragmentu. Muszę przyznać, że po moich ostatnich (średnio udanych) przygodach z polską literaturą obyczajową wreszcie poczułam iskrę i już po kilkunastu stronach byłam przekonana, że trafiłam na to, czego szukałam – na mądrą i prawdziwą powieść o codzienności.

Dorota Kassjanowicz stworzyła niezwykle ciepłą, choć okraszoną sporą ilością goryczy, opowieść o życiu. Przedstawiła obiektywną, a jednak pełną emocji historię o tym, jakie konsekwencje niesie ze sobą odkładanie życia na później. Każda z jej bohaterek decyduje się podjąć ogromne ryzyko, próbując zrobić coś tylko dla siebie, bez patrzenia na wszystkich wokół. Czy im się to uda? Jaką cenę będą musiały zapłacić?

Niezależnie od tego, czy utożsamiacie się z którąkolwiek z postaci, naprawdę warto sięgnąć po tę książkę. Niezwykle lekki styl, którym posługuje się pisarka, oraz jej poczucie humoru – nieco sarkastyczne, a jednocześnie wyszukane i mądre – spodoba się tym, którzy szukają w literaturze obyczajowej czegoś więcej niż miłosne rozterki. Autorka wpisuje się w nurt tych, którzy potrafią o trudnych sprawach pisać bez nadęcia i patosu. Nazwałabym tę lekturę manifestem kobiecości, ale nadałabym jej niepotrzebnego patetyzmu, który mógłby podziałać wprost przeciwnie do tego, co chciałabym osiągnąć tą recenzją. Sięgnijcie po tę książkę. Gwarantuję emocjonujące chwile.

Może Ci się również spodobać: