Ciekawość jest cechą ludzką. Nie ma w niej nic złego, o ile nie przeobraża się we wścibstwo. To drugie wydaje się być nieco popularniejsze. Być może dlatego książki pisane przez celebrytów, opisujące ich życie i podboje (najlepiej miłosne), stają się najlepiej sprzedającymi się książkami. Interesuje nas, dlaczego pani z telewizji pokłóciła się z inną panią i kto opowiedział się po czyjej stronie. Bardzo chętnie odwiedzamy portale, które każdego dnia (ba! Każdej godziny!) donoszą nam o kolejnych aferkach w „szołbiznesie”. Właściwie nie trzeba wiele – wystarczy portal informacyjny. Tam też znajdziemy tego typu treści. Ludzie złaknieni są opowieści o celebryckim światku, dlatego biografie i autobiografie ludzi należących do tego kręgu wyprzedają się na pniu. A kogo może zainteresować życiorys nikomu nieznanego młodego mężczyzny? Co ciekawego może mieć do powiedzenia? Coś o swoim zwyczajnym życiu? Zwyczajność jest passé.
A jednak znalazł się ktoś, kto nie pojawia się na ściankach. Właściwie nieznany człowiek, który napisał książkę obejmującą swoją fabułą wycinek jego życia. Nie byle jaki wycinek, bowiem ów mężczyzna opowiedział nam o tym, jak stał się ofiarą gwałtu i niedoszłą ofiarą zabójstwa. Obnażył przed nami również swoją kondycję psychiczną po tym traumatycznym wydarzeniu. Tym kimś jest Èdouard Louis, a książka, o której mowa – Historia przemocy – została wydana w sierpniu nakładem Wydawnictwa Pauza i muszę powiedzieć, że jest wyrazem sporej odwagi.
Historia przemocy to studium człowieka na swój sposób radzącego sobie z okrucieństwem, które go spotkało. Louis, oddając głos wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób zostali włączeni w historię (siostra, policjanci, pielęgniarki), pokazuje nam różne punkty widzenia i podejścia do zbrodni. Najbardziej frapująca jest jednak postawa głównego bohatera i jego próba radzenia sobie z wydarzeniami. Pisarz nasycił tę niewielkich rozmiarów książkę niepewnością, lękiem i całkowitym zagubieniem. Bardzo realnie, w pewien sposób metodycznie przedstawiony obraz owego wigilijnego wieczoru, towarzyszące mu nadzieja, niewielka obawa przeradzająca się w prawdziwą trwogę, rozczarowanie i wreszcie kompletny brak zrozumienia osób trzecich stanowi piękny (o ile można użyć takiego słowa w tym kontekście) opis życiowych turbulencji.
Paradoksalnie autor poprzez swoisty ekshibicjonizm apeluje do nas, by dać ofiarom milczeć. Być może nieco górnolotnie to brzmi, ale poświęca siebie i osobliwy fragment swojego życia na rzecz oddania głosu ofiarom przemocy. Głosu, który prosi o spokój, o możliwość poradzenia sobie po swojemu z traumą i nieprzymuszanie do ciągłego powrotu do wspomnień, bo one już i tak na zawsze pozostaną w głowie.
Bardzo wiele dobrego słyszałam o Historii przemocy. Głośno mówiło się o tej powieści, porównując jej autora do Faulknera. Nie wiem, czy to dobrze, bowiem porównania często nie służą pisarzom, są jedynie chwytem marketingowym. Niewątpliwie proza, którą uraczył nas Louis, nie należy do najłatwiejszych i nie trafi do każdego. Temat jest już nam w pewien sposób znany – moim zdaniem kwestia odmiennej orientacji seksualnej została świetnie przedstawiona w Małym życiu Yanagihary. Przy okazji we wspomnianej książce został chyba przystępniej opisany (choć znacznie obszerniej). Historia przemocy to zdecydowanie literatura dla wybranych. Muszę przyznać, że momentami czułam się zmęczona zmianami narracji i przeskokami czasowymi. Dwieście stron książki musiałam rozłożyć sobie na kilka dni, by dokładnie zrozumieć bohatera – a i tak nie jestem pewna, czy aby na pewno mi się to udało. Taka literatura to wyzwanie, a jednocześnie smutna prawda o realiach życia z piętnem „innego”. Decyzję o tym, czy macie w sobie siłę, by mierzyć się z tego rodzaju książką, pozostawiam Wam.