Niedawno wróciłam z urlopu. Wybyliśmy w znane nam miejsce, w którym możemy liczyć na cudownych ludzi zajmujących się naszymi dziećmi. Uważam, że też mam prawo wypocząć, więc nie męczą mnie wyrzuty sumienia, gdy zostawiam dzieci pod opieką animatorów, czerpiąc jak najwięcej z czasu dla siebie. Wiem, że są pod dobrą opieką, a miejsce jest tak bardzo dostosowane do dzieci, że nie ma możliwości, by zniknęły z terenu ośrodka. Jednak sprawa jest inna, gdy jedziemy gdzieś, gdzie takich wygód nie ma. Agroturystyka w środku lasu, nad jeziorem? Czemu nie? Świetna sprawa, ale wyjazd w takie miejsce wiążę się z tym, że oczy musimy mieć dookoła głowy. Bądźmy szczerzy – niech pierwszy rzuci kamień ten, kto choć na chwilę nie odwrócił wzroku od bawiących się dzieci. Komu nie zdarzyło się zagadać z koleżanką, pójść po wodę – cokolwiek? Właściwie nie trzeba nigdzie wyjeżdżać – wystarczy plac zabaw. Dziecko może zniknąć z naszego pola widzenia w każdym momencie. To właśnie tajemnicze zaginięcie dziecka staje się punktem wyjścia najnowszej książki Wojciecha Chmielarza – Żmijowisko.
Taka tragedia spotkała Arka i Kamilę – rodziców nastoletniej Ady, która podczas wakacyjnego pobytu w tytułowym Żmijowisku zniknęła, zapadła się pod ziemię, po prostu wyparowała. Zrozpaczeni rodzice podejmują wszelkie możliwe kroki, by odnaleźć dziewczynę – bez skutku. Po roku od feralnej nocy ojciec Ady wraca do Żmijowiska, a my poznajemy całą historię ich rodzinnego wyjazdu oraz tego, co działo się po stracie dziecka, stając się jednocześnie uczestnikami aktualnych wydarzeń, których nie sposób w żaden sposób przewidzieć.
Swój zachwyt nad Żmijowiskiem mogłabym wyrazić dwoma słowami: świetna książka. Choć słyszałam o niej wiele dobrego, to i tak przeleżała na moim regale sporo czasu od premiery i muszę Wam powiedzieć, że nie zasłużyła na to. Chmielarz stworzył bardzo dobry, do szpiku kości polski thriller psychologiczny. Dlaczego polski? Polska wieś z polskimi bolączkami, bohaterowie z typowo polskimi przywarami, kompleksami i uprzedzeniami. Jednak rozczaruje się ten, kto szuka w tej lekturze szalonych zwrotów akcji czy zapierających dech w piersiach wydarzeń. Jedno Wam gwarantuję – to drugie na pewno nastąpi pod koniec, bo finał tej powieści jest całkowicie nieprzewidywalny i wprawia czytelnika w osłupienie. Czy brak emocjonalnego szaleństwa podczas lektury to wada? Moim zdaniem nie. Nie w tym wypadku. Musimy zdać sobie sprawę, że nie jest to ani powieść sensacyjna, ani kryminał, ani typowy thriller. Jakby nie było, Żmijowisko to thriller psychologiczny, dlatego pisarz skupia się tutaj bardziej na bohaterach, a trzeba przyznać, że jest ich całkiem sporo. To determinuje fakt, że książkę rzeczywiście może czytać się nieco trudniej. Zgodzę się z niektórymi opiniami, że momentami autor mógłby nieco przyspieszyć i że wielowątkowość tej historii może odstraszać, jednak dla mnie nie stanowiło to żadnego problemu. To się po prostu czyta jednym tchem. Na plus działa również fakt, że nie miałam wrażenia wyciągnięcia historii z przysłowiowego kapelusza, co się czasami zdarza. Tragedia jakich wiele, konsekwencje jakich wiele, zakończenie… no nie, nie jest takie, jakich wiele.
W swojej najnowszej książce Chmielarz poruszył kwestię dyskryminacji rasowej, czyniąc jedną z bohaterek Nigeryjkę, która – robiąc karierę w tak zwanym „szołbiznesie” – stara się za wszelką cenę udowodnić, że jest kimś więcej niż piękną kobietą. Doskonale również pokazuje, na czym polega bycie „psem ogrodnika” i do czego może prowadzić takie zachowanie. Autor skupia uwagę czytelnika również na kwestii nastolatków i ich życiu samopas. Naprawdę sporo tutaj wątków i wszystkie są niezwykle prawdziwe.
Spędziłam z Wojciechem Chmielarzem weekend i muszę Wam powiedzieć, że był to jeden z lepszych weekendów. Chłonęłam Żmijowisko jak gąbka, próbując dociec, co stało się z Adą. Wyjaśnienie zwaliło mnie z nóg i pozostawiło w bezruchu jeszcze przez kilka minut po przeczytaniu ostatniej strony. Kiedy wszystko zostało poskładane do tak zwanej kupy, potwierdziło się moje przypuszczenie co do pisarza – jest genialny. Po prostu.