Seria o małej czarodziejce Zuli autorstwa Nataszy Sochy skradła nasze serca dawno temu. Już kiedyś napisałam, że dla mojego syna jest to jedyna historia, w której główną bohaterką jest dziewczynka i nie jest to powód, dla którego książka mogłaby trafić na jego prywatny indeks ksiąg zakazanych. A musicie wiedzieć, że są na nim niemal wszystkie tego typu lektury. Serio. Już sam ten fakt świadczy o tym, że przygody Zuli są wyjątkowe. Ich wyjątkowość objawia się w wielu aspektach. Przede wszystkim są ciekawe dla małego czytelnika, a z punktu widzenia rodzica: uniwersalne, nieprzegadane, dostosowane do dziecka w wieku wczesnoszkolnym, poruszające problemy, z którymi dzieci spotykają się na co dzień. W mojej opinii najnowsza część przygód małej czarodziejki – Zula i tajemnica Arlety Makaron – jest jeszcze bardziej uniwersalna niż pozostałe.
W klasie, do której uczęszcza nasza bohaterka, pojawia się nowy chłopiec – Leander. Od początku sprawia wrażenie nieco zamkniętego w sobie. Zula postanawia pokazać mu, jak fajnie jest być częścią jej paczki (do której należy jeszcze Kajtek i Maks) i za wszelką cenę próbuje zdobyć jego sympatię. Nie jest to łatwe. Chłopiec czasami zachowuje się bardzo nie w porządku, pakując trójkę przyjaciół w tarapaty. Jak to w książkach Sochy bywa – wszystko ma swój sens i jakieś drugie dno. Gdy Leander pakuje się w kłopoty, wszyscy przychodzą mu z pomocą, przy okazji dowiadując się, na czym polega jego problem i co jest przyczyną buntu przeciwko wszystkim, szczególnie rodziców.
Tym razem Natasza Socha poruszyła niezwykle poważny i coraz częstszy problem, z którym borykają się dzieci (bez względu na wiek). Rozwód rodziców i związana z tym wydarzeniem przeprowadzka, która implikuje zmianę otoczenia, pozostawienie dawnych przyjaciół i przymus odnalezienia się w całkowicie nowym środowisku są dla dziecka niezwykle trudnym przeżyciem. Poprzez Leandra autorka pokazuje nam problem z punktu widzenia dziecka, uzmysławiając rodzicom między innymi to, jak mało istotna jest dla pociech materialna rekompensata. Najnowsze gadżety, którymi ojciec obdarowuje Leandra, sprawdzają się tylko przez chwilę. Jednak należy pamiętać, że to nie jest sposób na to, by trafić do serca dziecka. Szczerze powiem, że dla mnie to chyba najmądrzejsza część cyklu. I choć ozdobiono ją różową okładką, na którą mój syn nieco się krzywił, to i tak wiem, że jej lektura sprawi mu ogromną przyjemność i stanie się pretekstem do długich rozmów. Takie książki cenię najbardziej.