Recenzje

„Nie, po prostu nie”
Nina Lykke

przez

Wydaje się, że moment, w którym ludzie przyrzekają sobie przed ołtarzem, jest początkiem stabilizacji, swego rodzaju wielkim osiągnięciem i oznaką dobrego życia, które od tej pory może być już tylko sielanką. Przecież to wybrany spośród miliona facet i najcudowniejsza ze wszystkich kobieta – jak może być źle? Stajemy przed ołtarzem w przekonaniu, że nawet jeśli komuś z otoczenia nie udało się utrzymać związku, to na pewno nas to nie spotka. Wszystkich, ale nie nas. Przecież robimy to świadomie, kochamy tę drugą osobę, chcemy spędzić z nią resztę życia. Już nie przeszkadzają nam majtki rzucone na kanapę w salonie, przymykamy oko na wkładki zostawiane na środku łazienki, przestajemy zwracać uwagę na codzienne piwo (albo i pięć) po pracy, nogi na stole i swoje tyranie od świtu do nocy, byle obyło się bez awantury, że znów syf w domu.

W swojej najnowszej książce, o dość wymownym tytule Nie, po prostu nie Nina Lykke rozkłada na części pierwsze dwudziestopięcioletnie małżeństwo, zastanawiając się (albo może raczej diagnozując) kondycję wieloletniego związku. Ta powieść jest niczym innym jak niezwykle dosadnie przedstawionym obrazem tego, co niestety przychodzi nam obserwować wokół albo – jeszcze gorzej – czego sami jesteśmy głównymi bohaterami. Ingrid, Jan i Hanne dla mnie nie są wcale fikcyjnymi postaciami. To znajomi zza ściany, przyjaciele z dzieciństwa, koleżanki i koledzy z pracy. Niestety, bohaterami tego dramatu mogę być ja albo Ty. I to sprawia, że Nie, po prostu nie uderza czytelnika ze zdwojoną siłą.

Lykke skonstruowała swoją powieść w taki sposób, byśmy mogli poznać sposób myślenia każdego z trójki bohaterów. Dzięki temu łatwiej jest stworzyć ich charakterystyki. Robiąc to, szkicujemy charakterystykę pokolenia pięćdziesięcio- i trzydziestolatków. Jako trzydziestoczterolatka bardzo mocno wczytywałam się w to, co do powiedzenia na temat swojego postępowania ma Hanne, moja rówieśniczka. Pisarka za pośrednictwem swoich bohaterów serwuje nam swoistą kumulację: znudzenie życiem domowym, kryzys wieku średniego i klasyczny objaw psa ogrodnika. Wszystko sprowadza się do jednej prawdy: atrakcyjne jest to, co trudno zdobyć.

Powinien pozwolić Hanne przepłynąć obok siebie, tak jak stara mądra ryba pozwala na to kolorowej przynęcie. Ryba obwąchuje ją może przez chwilę, ale potem płynie dalej i jej nie rusza (…).

Nie, po prostu nie to powieść ironiczna, satyryczna, dla niektórych może wydawać się obrazoburcza, ale dla większości będzie po prostu boleśnie prawdziwa. Seks z przymusu, brak pragnień, stagnacja, znudzenie, brak zdecydowania, pragnienie akceptacji, tęsknota za czymś nieprzewidywalnym. Tę książkę można czytać ku przestrodze. Nie powiem, że jest to genialna lektura. Przyznam wręcz, że może wydawać się momentami nawet nieco monotonna, jednak odkrywa wiele prawd na temat nas samych. Nawet, jeśli wydaje nam się, że sprawa nas nie dotyczy.

Może Ci się również spodobać: