Recenzje

„Chrobot. Życie najzwyklejszych ludzi świata”
Tomasz Michniewicz

przez

Czy można zamknąć świat na niespełna pięciuset stronach? Opowiedzieć o wszystkich jego barwach i skalanej nierównościami rzeczywistości? Czy da się ot tak po prostu skreślić kilka historii życia, pamiętając o tym, że o ile ich rytm może być ten sam, o tyle melodie znacznie się różnią?

Kiedyś mieszkałam w Norwegii. Przez ponad rok zarabiałam na to, by w Polsce móc bez kredytu kupić mieszkanie. I kupiłam. 38 m2, pokój z kuchnią. Piękne, bo moje. Bez kredytu. Gdy pochwaliłam się tym faktem wśród norweskich znajomych, usłyszałam, że 38 m2 to powierzchnia ich kuchni. Zdałam sobie wówczas sprawę, jak ogromna przepaść dzieli Polskę i Norwegię – dwa państwa o dość podobnej powierzchni i zatrważającej różnicy w liczbie mieszkańców. Poznając coraz lepiej ich system socjalny, zdawałam sobie sprawę, jak bardzo jesteśmy od siebie różni. Pracując z Norwegami, czułam ogromny kontrast między nami w podejściu do obowiązków i strachu przed utratą pracy. Mojego strachu, bo oni zupełnie byli go pozbawieni. Mieliśmy różne potrzeby, cele, a przede wszystkim – możliwości.

To właśnie między innymi o możliwościach, różnicach i swego rodzaju niesprawiedliwości pisze Tomasz Michniewicz w swojej najnowszej książce Chrobot. Życie najzwyklejszych ludzi świata. Autor pokazuje nam rzeczywistość, o której często nie mamy pojęcia, która nie uwiera nas w żaden sposób,  choć – zdaje się sugerować reporter – powinna. Po lekturze tej książki nic nie jest już takie samo, a to, co dotychczas w ogóle nie było przedmiotem naszego zainteresowania, teraz wrzyna się w każdą myśl dotyczącą naszej codzienności. Luźno splecione historie siedmiorga dzieci z Finlandii, Japonii, Ugandy, Kolumbii, Kalkuty, Indii i Stanów Zjednoczonych obrazujące ich życie poprzez odniesienia do podstawowych aspektów ludzkiej egzystencji, takich jak edukacja, przyjaźń, wychowanie czy stosunek do pracy, pokazują nam drastycznie różne warunki bytowania, które determinowane są przez możliwości, jakie daje im świat. A – jak się okazuje – choć świat jest jeden, to możliwości zależą od tego, gdzie przyszło nam żyć.

Michniewicz, snując opowieści o dzieciństwie, dorastaniu i dorosłości bohaterów, wskazuje na problemy, z jakimi muszą się mierzyć. Bardzo mocno uderza w czytelnika, pokazując, jak nasza wygoda rujnująco wpływa na codzienność innych. Pokazując trudności, z którymi mierzą się kraje takie jak Uganda czy Kalkuta, zmusza do refleksji i pokornego spojrzenia na świat, w którym przyszło nam żyć – z dostępem do czystej wody, elektryczności, edukacji i opieki zdrowotnej. Przyznaję, że momentami ogarniała mnie wściekłość. Zastanawiałam się, dlaczego Michniewicz chce wpędzić mnie w poczucie winy za to, że żyję tu, gdzie żyję. Przecież to nie moja wina, że urodziłam się w Polsce, w takiej, a nie innej rodzinie, a mój pracodawca oferuje finansowanie prywatnej opieki zdrowotnej. Dlaczego wini mnie za to, że robię zakupy w sieciówkach i przepłacam, wydając uczciwie zarobione pieniądze. Im bliżej byłam końca Chrobotu, tym większy bunt odczuwałam. I nagle przyszedł koniec. Zamknęłam książkę, zgasiłam światło i w ciszy śpiącego domu pozwoliłam sobie na trochę łez, dziękując (sama nie wiem komu) za to, co mam. Rano, odkładając Chrobot na regał, uznałam, że to reportaż, który powinien przeczytać każdy. Dlatego jeśli macie ochotę na coś naprawdę ambitnego, powinniście sięgnąć po tę właśnie książkę.

 

Może Ci się również spodobać: