Recenzje

„Enola Holmes. Sprawa zaginionego markiza”
Nancy Springer

przez

Sherlock Holmes już zawsze będzie miał dla mnie twarz Benedicta Cumberbatcha. Choćby nie wiem, co się stało, ta ekranizacja przygód bohatera prozy Arthura Conana Doyle’a zawsze będzie dla mnie kultową. Nie dziwi mnie, że wielu pisarzy pragnęło dotknąć ideału, jakim niewątpliwie była postać tego detektywa. Klasyka zawsze się obroni i nawet oczywiste nawiązania do takiej persony nie działają „in minus”. Od trochę innej strony podeszła do tematu Nancy Springer, czyniąc główną bohaterką swojej książki Enola Holmes. Sprawa zaginionego markiza młodszą siostrę Sherlocka. Przyznam, że od razu pomyślałam, że to niezły zabieg marketingowy i gwarancja dobrej sprzedaży. Czy się pomyliłam?

Enola ma 14 lat i mieszka ze swoją matką, która w tajemniczych okolicznościach znika z domu. Zbuntowana przeciwko decyzjom starszych braci, Sherlocka i Mycrofta, nastolatka ucieka z domu, chcąc na własną rękę odszukać panią Holmes. Po drodze zostaje uwikłana w sprawę zaginięcia młodego markiza, a będąc niezwykle elokwentną i spostrzegawczą młodą damą, szybko trafia na ślad chłopca.

Trzeba przyznać, że gdyby Enola żyła w XXI wieku, to jej przygody nie zrobiłyby aż takiego wrażenia. Jednak w kontekście dziewiętnastowiecznego Londynu sprawa wygląda zupełnie inaczej. Wyemancypowana, walcząca o siebie i możliwość samodzielnego podejmowania decyzji, nie daje się zepchnąć na bok. Młoda detektyw jest odważniejsza niż ówczesne młode kobiety, a jej inteligencja niczym nie ustępuje inteligencji słynnego brata. Napędzana nie tylko energią charakterystyczną dla jej wieku, ale także chęcią odnalezienia matki, nie pozwala zamknąć się w internacie dla grzecznych dziewczynek. Właściwie to wydaje się, że spokojnie mogłaby stać się wzorem do naśladowania dla współczesnych nastolatek, gdyby tylko wyciągnęły z tej historii coś więcej niż ucieczkę z domu.

Tym, co przyciągnęło moją uwagę, jest odwzorowanie epoki zarówno poprzez ciekawe opisy miasta, jak i strojów, etykiety czy sposobu wychowania. Również język, którym posługują się bohaterowie, jest stylizowany na dziewiętnastowieczny, co czasami nawet mnie – dorosłą – zmuszało do sięgnięcia do słownika. Jako że książka przeznaczona jest raczej dla młodzieży, uważam to wszystko za jej ogromny atut – ona nie tylko bawi, ale również uczy. To, co cieszy mnie jako rodzica, to fakt, że nie mamy do czynienia z książką o kolejnym sztampowym bohaterze. Szczerze mówiąc, mam dość Normanów i koszmarnych Karolków. Znudziły mnie dzieci ciągle przyprawiające rodziców o palpitacje serca, a co za tym idzie – książki skupiające się na ich wybrykach. Może dlatego wolę historie podobne do Dzieci z Bullerbyn lub Ani z Zielonego Wzgórza. Tam też dzieci dokazują, ale odbywa się to w zupełnie inny sposób. Dobrze, że moje dzieci będą mogły poznać przygody Enoli – sprytnej, mądrej i rezolutnej dziewczynki, która może jest małym utrapieniem dla braci, ale jednocześnie nie stanowi symbolu nieokrzesanej małolaty, którą najchętniej przełożyłoby się przez kolano.

Enola Holmes. Sprawa zaginionego markiza to dopiero pierwszy tom przygód tytułowej bohaterki. Wieści o ekranizacji tej serii rozniosły się z prędkością światła i pozostaje nam czekać na możliwość skonfrontowania wyobrażeń powstałych na podstawie lektury z tymi przedstawionymi na wielkim ekranie. Miejmy nadzieję, że film udźwignie popularność książki.

 

Może Ci się również spodobać: