Siedzę i zastanawiam się, co napisać, żeby się nie powtarzać. Mądry człowiek nie wchodzi dwa razy do tej samej rzeki, uczy się na błędach i co tam jeszcze niosą nasze polskie porzekadła. I tak właśnie zastanawiam się, jak to jest z moją mądrością, skoro regularnie popełniam te same błędy. Jakie? Sięgam po – z założenia – ciepłe i lekkie historie w nadziei, że znajdę wreszcie coś, co mnie zauroczy. I tak z każdą kolejną obiecuję, że już nigdy więcej, a znowu poddaję się… nie wiem czemu… modzie? Chyba trochę tak. Jednak jak nie ufać dziesiątkom ludzi, którzy twierdzą, że coś jest naprawdę dobre? Jak można zignorować fakt, że coś bawi i cieszy innych? Przecież nie jestem kosmitką – mnie też powinno! A jednak nie.
Nazwisko Karoliny Wilczyńskiej chodziło za mną od jakiegoś czasu. Klasycznie sprzedażowe okładki z pięknymi kolorami i kompozycjami przyciągały mój wzrok, choć nigdy nie zdecydowałam się sięgnąć po którąś z nich. Do momentu pojawienia się nowej serii, której pierwsza część – Życie na zamówienie, czyli espresso z cukrem – trafiła w moje ręce. Nie ukrywam, że miałam spore oczekiwania. Naprawdę miałam ochotę wreszcie przeczytać coś lekkiego, ale niebanalnego. Chciałam, żeby było przyjemnie i niezbyt irytująco. Tymczasem schematyczna powieść została przełamana… nieprawdopodobnymi wydarzeniami. Czy może być gorzej?
Kiedy umierająca babcia zdradza Miłce rodzinny sekret, ta postanawia odciąć się od rodziny i wyjeżdża do innego miasta, by się usamodzielnić. Idzie jej to średnio, niemniej dzięki pomocy przyjaciółki i napotkanej wróżki jakoś staje na nogi. Tak, od tego momentu jest już tylko nieprawdopodobnie. Nie będę streszczała całej fabuły, bo nie o to chodzi, ale naprawdę wszystko, co dzieje się wokół dziewczyny, wydaje się być nierealne i wyciągnięte z kapelusza. Oczywiście można się dopatrywać w tej historii wiary w ludzi, przekonania, że każdy jest z natury dobry i nawet z największego zawadiaki można uczynić romantyka. Zacnie. Jednak zupełnie nie dla mnie. Przyznaję się do wzbierającej we mnie irytacji w sytuacjach, w których bohaterka nie potrafiła poradzić sobie z najprostszymi rzeczami. Jej ciągłe skupianie uwagi na swojej wadze w pewnym momencie najzwyczajniej w świecie mnie znużyło. Z jednej strony czułam, że pisarka chciała poruszyć ważne problemy, takie jak na przykład stalking, a z drugiej strony nie mogłam znieść banalności całej historii.
Kończy się rok 2018 i wraz z nim kończą się moje eksperymenty czytelnicze. Przyrzekam! Lekkie i przyjemne lektury, takie jak Życie na zamówienie, czyli espresso z cukrem, zdecydowanie nie są dla mnie i choćby nie wiem co, nie dam rady się do nich przekonać. Jednak polecam tym, którzy są spragnieni prostych, niewymagających historii. Czemu by nie?