Czasami wystarczy impuls, by zmienić swoje życie. Drobnostka, mało istotne zdarzenie albo myśl, która przez kilka sekund w nas kiełkuje, a po chwili ucieka gdzieś daleko. A jednak ślad zostaje. Człowiek wówczas zaczyna zastanawiać się, czy jego miejsce jest tu, gdzie jest teraz. Zdaje sobie sprawę, że świat to nie tylko to, co widzimy i czego doświadczamy, ale również to, o czym marzyliśmy w przeszłości, co spotyka nas zupełnie przypadkiem. Świat to także to, co możemy zrobić, jeśli zrzucimy kajdany, które założyliśmy sobie sami lub zrobili to inni.
Adam Cioczek, twórca scenariuszy seriali, których w życiu bym nie obejrzała (bo są kompletnie nie z mojej bajki), postanowił napisać książkę. „To nie dla mnie” – cóż innego mogłam pomyśleć? Powodów jest kilka, jednym z nich jest to, że nie lubię opowiadań. A „Zamieć” to nic innego jak zapis trzech historii, których wspólnym mianownikiem jest zaginięcie bliskiego człowieka. Jednak w pewnym momencie poczułam, że to może być coś dobrego, innego, ciekawego. Że to nie jest kolejna opowiastka kryminalna, która ledwo się rozpocznie, a już się kończy. „Zamieć” okazała się lekturą przesiąkniętą psychologią, a Cioczek – całkiem niezłym pisarzem.
Jak wspomniałam wyżej, książka jest zapisem trzech historii: poszukiwania zaginionego syna, który pewnego dnia nie wrócił z imprezy, męża, który wyszedł z domu i nigdy więcej się w nim nie pojawił (pozostawiając nie tylko żonę, ale i córkę), oraz zbuntowanego przeciwko rodzicom maturzysty z bogatego domu. Smaku dodaje fakt, że każda z tych historii wydarzyła się naprawdę, a pisarz postanowił rozbudować je, dodając do nich fabułę. Muszę przyznać, że jeszcze nie zdarzyło mi się tak dużo rozmyślać po przeczytaniu opowiadania. W mojej głowie błąkała się myśl, która nie dawała mi spokoju: jak mało znamy tych, których znamy najlepiej. I jak ogromnej tragedii trzeba doświadczyć, żeby się o tym przekonać. Autor zdecydował się na narrację pierwszoosobową, co jeszcze bardziej zbliża czytelnika do bohaterów i w efekcie budzi jeszcze większe emocje. Rozpacz ojca, próba zrozumienia postępowania męża, realizacja marzeń młodego chłopaka – bierzemy udział w ich życiu, spoglądając na wszystko z dwóch perspektyw: tego, który został, i tego, który zniknął. Jedno jest pewne: każdy z nich szuka siebie. Według mnie to na wskroś przejmujące historie, które na długo zostają w pamięci.
Gdy tracimy najbliższą osobę, rozpacz nie ma granic. Symbolem ostatniego pożegnania jest pochówek. Potem zostają nam wspomnienia, pomnik i znicz, który regularnie zapalamy. Jednak z czasem obezwładniająca nas beznadzieja powoli zaczyna mijać. Nie odchodzi na zawsze, ale pozwala nam oddychać, czasem nawet pełną piersią. A w przypadku osób zaginionych? Wyobraź sobie, że nie wiesz, co dzieje się z twoim dzieckiem. Zniknęło. Nie możesz go pochować, nie możesz pójść zapalić znicza, a możliwe scenariusze migają w głowie jak oszalałe, powodując twoją powolną śmierć – nawet, jeśli jeszcze żyjesz. O tym właśnie jest „Zamieć”. O bólu, tęsknocie, o próbie zrozumienia i chęci poznania prawdy – choćby najgorszej.
Adam Cioczek dowodzi, że nie trzeba pisać epopei, żeby przejmująco i dosadnie przedstawić realia, w których żyjemy. Nie potrzeba wielu słów, setki postaci, miliona wątków. Wystarczy znaleźć właściwy pomysł na przekazanie tego, co najważniejsze. Cieszy mnie to, że „Zamieć” nie została sztucznie napompowana treścią, że nikomu nie przyszło do głowy, by ją na siłę rozbudować, a przede wszystkim jestem szczęśliwa, że nie ominęłam tej lektury.