Moja wymarzona praca? Mogłabym podróżować po świecie i pisać felietony. Tak, zdecydowanie coś takiego sprawiałoby mi przyjemność. Ktoś inny może marzyć o byciu zawodowym kierowcą, strażakiem, policjantem, modelką, nauczycielką i tak dalej. Każdy ma jakąś wizję wymarzonej pracy. Nie każdy jednak ma okazję, aby takową wykonywać. A na przykład pielęgniarka w szpitalu psychiatrycznym? Niewątpliwie taki zawód musi wiązać się z powołaniem, bo to chyba niemożliwe, żeby mogło być inaczej. Ani on spokojny, ani dobrze płatny. A już na pewno wymagająca i czasami niebezpieczna.
Kiedy Leah przeprowadza się z bratem do nowego miejsca i podejmuje pracę jako pielęgniarka w szpitalu psychiatrycznym dla niebezpiecznych przestępców, jeszcze nie podejrzewa, w co zostanie uwikłana. Jej podopiecznymi zostają trzy kobiety, z których jedna – Isabel – szczególnie przyciąga uwagę pielęgniarki. Nie tylko pięknymi pracami, które ozdabiają jej pokój, ale przede wszystkim swoją historią, od której zaczyna swoją najnowszą książkę Morderczyni Sarah A. Denzil. Jako 14-latka Isabel została oskarżona o zabójstwo 6-letniej dziewczynki i od tamtej pory przebywa w szpitalu, czekając na moment, w którym wydobrzeje i wymiar sprawiedliwości będzie mógł się o nią upomnieć. Leah zaczyna mieć wątpliwości co do winy swojej podopiecznej i powoli, nie do końca świadomie, zacieśnia z nią swoją relację.
Debiut Denzil, Milczące dziecko, zaliczyłam do naprawdę świetnych thrillerów psychologicznych, mimo faktu, że główna bohaterka działała mi trochę na nerwy. Pamiętam zarwaną noc, którą poświęciłam na lekturę tej książki. To oczywiste, że moje oczekiwania względem Morderczyni były wygórowane. Trzeba jednak przyznać, że dość często zdarza się, że pierwsza książka jest hitem, a wraz z premierą kolejnej okazuje się dodatkowo niedoścignionym wzorem. Niejednokrotnie zostawałam z poczuciem niedosytu po lekturze, której wyczekiwałam z przekonaniem, że nie może być inaczej, jak tylko bardzo dobrze. Czy tym razem rzeczywiście warto było czekać? Mam mieszane uczucia. Książkę rzeczywiście pochłonęłam w ciągu kilku godzin, zupełnie zapominając o upływie czasu. Nawet jeśli akcja zwalniała tempa, to wcale nie nudziła. Wręcz przeciwnie – fabuła została tak skonstruowana, że czytelnik czuje, że lada chwila coś się wydarzy i to powoduje napięcie, które tak bardzo lubię w tym gatunku. Do pewnego momentu można obstawiać, co to będzie, bowiem rozwiązania są dwa: albo Isabel jest winna, albo nie. Denzil nie trzyma nas w niepewności do samego końca. Przychodzi moment, w którym wyrok staje się jednoznaczny. Czy prawda szokuje? No właśnie chyba nie. I to nie dlatego, że od początku do końca książka jest przewidywalna. Głównym powodem takiego stanu rzeczy jest fakt, że fabuła jest mocno nieprawdopodobna. Nie mam wątpliwości, że wiele przypadków ze szpitali psychiatrycznych nie mieści się w mojej głowie i nawet najprawdziwsze historie mogłyby wywołać we mnie niedowierzanie, aczkolwiek wychodzę z założenia, że jako czytelnik niczego nie muszę. Nie muszę na siłę wierzyć w to, co rozgrywa się na kartach powieści, a w przypadku Morderczyni są to właściwie dwie historie, prowadzone równolegle, dotyczące nie tylko skazanej, ale także Leah. Kumulacja przypadków – tak w skrócie określiłabym tę fabułę.
Podsumowując, należy oddać pisarce umiejętność tworzenia skomplikowanych relacji między ludźmi, wikłania ich w różne zależności i wodzenie czytelnika za nos. Ceną tego jest przekroczenie granicy prawdopodobieństwa, która w thrillerze psychologicznym jest niezwykle ważna i odpowiada za to, że po odłożeniu lektury na bok wciąż ma się gęsią skórkę na całym ciele. Tutaj trochę tego zabrakło.