Recenzje

„Pokrewne dusze”
Agata Kołakowska

przez

Ból po stracie najbliższej osoby może doprowadzić do szaleństwa. Znane są (nie tylko z literatury) przypadki kompletnego załamania, które bardzo mocno odbiło się na psychice człowieka. Wielokrotnie czytałam i słyszałam o sytuacjach, w których ludzie odczuwali obecność zmarłych albo w innych widzieli ich ucieleśnienie. Sama doświadczyłam kiedyś uczucia, że ktoś, kto nagle odszedł, stoi tuż obok. Czy to już psychoza? Dla mnie to po prostu tęsknota. Przynajmniej do pewnego momentu. Zdaję sobie sprawę, że czasami ludzie tak bardzo zapędzają się w swoim żalu, że tracą kontakt z rzeczywistością i wówczas potrzebna jest pomoc specjalisty. Takowej potrzebuje Marta Woźniak, jedna z bohaterek książki Agaty Kołakowskiej ­– Pokrewne dusze. Kiedy kobieta trafia do gabinetu terapeutki Mileny Gajewskiej, nikt nie spodziewa się, jak bardzo jest zagubiona.

Kołakowska stworzyła thriller psychologiczny, w którym skupiła uwagę czytelnika na sposobie walki z traumą i negatywnych konsekwencjach nieprzepracowanych problemów. I wbrew temu, co może nam się wydawać, nie dotyczy to tylko pacjentki. Dziwne podejście Mileny do wykonywania swoich obowiązków również wzbudza w czytelniku wiele pytań i powoduje, że szuka on powodu, dla którego kobieta postępuje tak, a nie inaczej. Autorka nie ograniczyła się do przedstawienia problemów tych dwóch kobiet. W Pokrewnych duszach znalazła się cała plejada bohaterów oraz kilka pobocznych wątków, które moim zdaniem mocno poszarpały fabułę. Choć wszystko jako tako składa się w całość, to jednak mnogość postaci i związanych z nimi wydarzeń powoduje niepotrzebne zamieszanie i odciąga czytelnika od głównego tematu. Tak jakby konieczne było zapełnienie stron fabułą, a przecież tak łatwo jest przedobrzyć. I choć uważam Pokrewne dusze za całkiem niezłą książkę, to jednak ta kwestia uwierała mnie za każdym razem, gdy przeskakiwałam między kolejnymi historiami pacjentów Mileny, jej współpracowników i przyjaciół.

Rozczarowują również wydarzenia, które następują po wizycie Gajewskiej w domu swojej pacjentki. I o ile rozumiałam postępowanie tej drugiej, o tyle za nic nie potrafiłam uznać zachowania terapeutki za choćby minimalnie realne. I choć naprawdę próbowałam sobie je wytłumaczyć, to mimo wszystko było ono momentami tak kuriozalne, że odkładałam książkę na bok. Przyznaję jednak, że za każdym razem wracałam do niej, bo czułam, że tam coś jeszcze się wydarzy. Coś, co będzie totalnie nieprzewidywalne. Nie wiem, czy to moje czytelnicze doświadczenie, czy też ogromna nadzieja, którą pokładałam w Kołakowskiej (z uwagi na dobre opinie), ale coś podpowiadało mi, że końcówka wywróci całą tę historię do góry nogami. I tak właśnie się stało.

Naprawdę warto dotrwać do końca. Sama z niedowierzaniem czytałam tych kilka ostatnich stron. Jednak to niedowierzanie nie miało nic wspólnego z wcześniejszym poczuciem braku realizmu. Tutaj wynikało ono z tego, że autorka zabawiła się mną i kompletnie mnie zwiodła. Kończąc tę książkę, można poczuć chęć przeczytania jej raz jeszcze. Nowa perspektywa mogłaby spowodować, że ta lektura nabrałaby zupełnie innego wymiaru. Dlatego właśnie trudno mi jednoznacznie ocenić Pokrewne dusze. Myślę, że zwolennicy thrillerów psychologicznych mogą potraktować tę książkę jak wyzwanie i spróbować zmierzyć się z historią Marty Woźniak i reszty bohaterów – choćby po to, by odkryć, jak bardzo dali się wyprowadzić w pole. Przebiegłość autorki okazuje się naprawdę przyjemna – o ile można tak powiedzieć o przebiegłości. Spróbujcie sami.

Może Ci się również spodobać: