Recenzje

„Zbrodnia i Karaś”
Aleksandra Rumin

przez

Wreszcie! Wreszcie komedia, przy której rzeczywiście się uśmiałam! A nikt nie polecał, nikt nie zachwalał, nikt nie mówił „ona pisze świetnie”. Zresztą trudno byłoby tak powiedzieć o debiutantce. I choć moja wiara w debiuty została jakiś czas temu mocno zachwiana, to okazuje się, że nie można kierować się uprzedzeniami. I choć wszystkie komedie kryminalne odrzucałam w kąt, bo jakoś wcale nie wydawały mi się śmieszne, a najczęściej zwyczajnie przegadane, to w tym wypadku muszę przyznać, że pojawił się ktoś, kto trafił w punkt, jeśli chodzi o moje poczucie humoru. Wydawnictwo Initium miało nosa i postanowiło dać szansę komuś, o kim nic właściwie nie wiadomo. Mowa tutaj o Aleksandrze Rumin i jej świetnej powieści, jaką jest Zbrodnia i Karaś. Mam tylko nadzieję, że autorka nie napisała tej książki na podstawie swoich doświadczeń. Choć niewątpliwie zazdrościłabym tych wszystkich przygód. To genialna satyra na całe studenckie środowisko i czasy, jakie nastały dla studentów kierunków humanistycznych.

Kiedy na Wydziale Nauk Historycznych i Społecznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie zostają odnalezione zwłoki profesora Ernesta Karasia, znienawidzonego zarówno przez studentów, jak i całe grono pedagogiczne łącznie z resztą pracowników uczelni (nazwijmy ich administracyjnymi), nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać. A właściwie wiadomo, tylko nikt nie chce się do tego głośno przyznać. No, może poza matką samego zamordowanego, która… nie potrafi ukryć radości. Tak, dobrze czytacie. Ta historia jest tak bardzo nieprawdopodobna, że aż jestem w stanie w nią uwierzyć. W dodatku jest pełna absurdu i humoru, który cenię. Przyznaję też, że mam do niej szczególny stosunek, bowiem sama jestem „produktem” słynnego WNS-u (Wydziału Nauk Społecznych), choć akurat innego uniwersytetu. Nie ukrywam, że lektura Zbrodni i Karasia pozwoliła mi wrócić wspomnieniami na korytarz, po którym jeden z profesorów jeździł rowerem, do zadymionego gabinetu mojego promotora i ciągle zacinającego się automatu z kawą. Jednak nie trzeba studiować nauk społecznych (a właściwie wcale nie trzeba studiować), żeby świetnie bawić się przy tej książce.

Na uwagę zasługują też postacie, których jest niemało, a jednak każda ma przypisane tak charakterystyczne przymioty, że trudno pomylić ją z kimkolwiek. Rumin pomaga nam zaszufladkować swoich bohaterów niemalże od razu poprzez bardzo wymowne opisy sytuacji, których są uczestnikami. Jednak, gdy przyjrzeć się bliżej, autorka nie tworzy komicznych postaci – ona w bardzo dosłowny sposób portretuje ludzi, pokazując ich przywary. Oprawia to w humor, aczkolwiek tak naprawdę wcale nie tworzy takiej fikcji, jakiej moglibyśmy się spodziewać lub o jaką w pierwszym momencie moglibyśmy ją posądzać. Dlatego, czytając tę książkę, spoglądamy trochę w lustro – to, czy dostrzeżemy w nim jakieś swoje niedoskonałości, to już inna sprawa.

Wraz z pojawieniem się Zbrodni i Karasia oraz Aleksandry Rumin w literackim światku powiało świeżością. To coś nowego, rzeczywiście zabawnego, do bólu absurdalnego, a jednocześnie prawdziwego. W tej książce wszystko ma swoje znaczenie, nawet kot. A że kot jest niezwykle ważny, wszyscy w Polsce wiemy. Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego również nie mógłby bez niego istnieć. Jednak to nie jest lektura tylko dla miłośników kotów, studentów i humanistów. To powieść zdecydowanie dla każdego.

Może Ci się również spodobać: