Dla niektórych poukładane życie jest celem, dla innych nudą. Praca od ósmej do szesnastej, krótkie zakupy, przygotowywany na szybko obiad dla rodziny, chwila z dziećmi, kąpiel i spanie. Posiadanie męża i dzieci rekompensuje stagnację. Najgorsza przecież jest samotność. Moment, w którym uświadamiasz sobie, że nawet zgodziłabyś/zgodziłbyś się na tę nudę, byle z kimś. Ten codzienny powrót do domu, który nie jest pusty, lodówka, w której jest nie tylko światło, możliwość odezwania się do kogoś nie tylko przez telefon staje się marzeniem, a czasem (o zgrozo!) wyzwaniem. Szczególnie, gdy jest się samotną kobietą, a licznik dobija do czterdziestki, jak w przypadku bohaterki książki „O miłości bez litości” Katarzyny Augustyniak-Rak.
Honorata jest pulmunologiem. Można by powiedzieć, że jest „po trzydziestce”, ale bliżej prawdy będziemy, jeśli określimy jej wiek na „przed czterdziestką” (choć ona na pewno nie byłaby z tego zadowolona). Jej życie toczy się wokół… no właśnie. Właściwie trudno określić, wokół czego, bo jej życie jest puste jak bęben. Pracuje, choć wcale nie z powołania, co przekłada się na jej relacje z pacjentami, którzy określają ją „zimną suką”. Imprezuje, choć raczej z przypadku, bo właściwie nie ma przyjaciół. Dużo pije, z czego nie do końca zdaje sobie sprawę. I choć teoretycznie nie znoszę takich egzemplarzy, to jednak Honoratę polubiłam. Bo w pancerzu okrutnej, ironicznej i bezczelnej baby skrywa się kobieta, która potrzebuje bliskości.
Z książkami takimi jak „O miłości bez litości” nie obcuję zbyt często. Uważam, że tego typu historie wymagają od autora dużej sprawności w pisaniu, a niewielu ją posiada. Szczególnie dotyczy to komedii, bowiem wcale nie jest łatwo ubrać w słowa żart i ironię tak, by czytelnicy mogli również się pośmiać. A w przypadku książki Katarzyny Augustyniak-Rak naprawdę można. Jednak muszę Wam przyznać, że pomimo komediowego wydźwięku tej historii, ja dostrzegam w niej drugie dno. Być może to trochę na wyrost, niepotrzebne i zbyt analityczne, ale co najmniej od połowy lektury miałam wrażenie, że poznaję życie Honoraty w dwóch wymiarach – tym zabawnym, pełnym ironii, cynizmu i swoistej groteski oraz poważniejszym, pełnym samotności i smutku.
Katarzyna Augustyniak-Rak nie stworzyła historii wybitnej. Zresztą jestem pewna, że nie taki przyświecał je cel. Zrobiła coś innego, rzadkiego – dała mi trochę oddechu. Pozwoliła oderwać się od trudnych spraw, skomplikowanych emocji i życiowych rozterek. Mimo, że tak naprawdę wszystkie te elementy zawarła w „O miłości bez litości”, to jednak zrobiła to w taki sposób, że nie czułam się nimi przytłoczona. Dawno nie czytałam lekkiej, na wskroś kobiecej książki, która rzeczywiście przypadłaby mi do gustu. Zazwyczaj są to sztampowe historie, które ni to bawią, ni to smucą. Po prostu są. Tymczasem Honorata wprowadza bryzę, którą przyjemnie jest się rozkoszować. Jej towarzystwo sprawia, że lampka wina smakuje inaczej, lepiej. Nie namawiam Was do picia, ale do sięgnięcia po tę książkę – owszem. Wino może stanowić dobry dodatek.