Czy da się zapomnieć o piekle, gdy trafiło się do nieba? Czy można usunąć z pamięci złe wspomnienia, gdy świat stoi przed nami otworem i proponuje tylko dobre chwile? Czy można swoje życie skrócić o wydarzenia, których nigdy nie chciało się być uczestnikiem? Nie wydaje mi się. Wszystko, co przeżywamy, co przepracowujemy w sobie, czego jesteśmy świadkami, kształtuje nas i nasze życie. I choćby zmieniły się jego warunki, to i tak na zawsze pozostanie w nas przeszłość.
W drugim tomie „Owocu granatu” – „Krainie snów” – Maria Paszyńska przenosi nas do świata Orientu, pełnego barw, zapachów i smaków. To do Iranu trafiają uciekające z Syberii bliźniaczki – Stefania i Elżbieta. Poznajemy je dokładnie w „Dziewczętach wygnanych”, pierwszej części serii. Siostry – od urodzenia niezwykle różne pod względem charakteru – przechodzą gehennę i w szczególnych okolicznościach zostają rozdzielone. W Iranie stają w obliczu całkowicie nowego życia, które muszą prowadzić na innych niż dotychczas zasadach. Czy poradzą sobie z tą odmianą losu?
W „Krainie snów” Paszyńska skupia się na dwóch aspektach. Z jednej strony pokazuje nam świat widziany oczami samolubnej i egocentrycznej Stefanii oraz empatycznej, mocno pokiereszowanej przez los Elżbiety, a z drugiej odsłania przed czytelnikami świat muzułmański, zupełnie inny od tego, który znamy z codziennych wiadomości. I o ile pierwszy aspekt jest niezwykle istotny z punktu widzenia samej powieści, jej ciągłości i budowania fabuły, o tyle ten drugi dla mnie osobiście stanowił wisienkę na torcie. Nie odmawiam pisarce umiejętności pisania o miłości i rozterkach bohaterek, bo Paszyńska doskonale sobie z tym radzi. Nie twierdzę, że wątek Elżbiety i Stefanii nie zasługuje na uwagę – zgrzeszyłabym! To przecież pięknie opowiedziana historia, powiedziałabym, że nawet nieco baśniowa. I tu dochodzimy do tego, co mnie urzekło w tej książce najbardziej. Nikt tak nie potrafi opowiedzieć o innym kraju jak ktoś, kto go zna, a musicie wiedzieć, że autorka zna Iran doskonale. Osadzając akcję swojej powieści w Iranie, autorka uczyniła go jednym z głównych bohaterów. Oddała mu głos poprzez opisy miejsc, prawa i obyczajów, a także kuchni. Dla mnie lektura „Krainy snów” była podróżą w rejony, których nie znam. Było to tym przyjemniejsze, że z kart powieści bił szacunek pisarki do irańskiej tradycji, co w dzisiejszych czasach nie jest takie oczywiste.
Seria „Owoc granatu” to połączenie obyczaju i historii – to ten rodzaj powieści, który uwielbiam i który uważam za niezwykle wartościowy. W twórczości Marii Paszyńskiej jest coś niezwykłego, co powoduje, że trafia do szerokiego grona odbiorców, każdego zachwycając czymś innym. Kumulacja wiedzy i talentu to jak wygrana w totolotka. Kto by nie chciał?