Recenzje

„To nie jest amerykański film”
Nadia Szagdaj

przez

Są takie książki, po przeczytaniu których zamieram w bezruchu, budząc się dopiero, gdy czuję drętwienie kończyn. W niejakiej pogoni za lepszymi książkami, ciekawszymi fabułami i jeszcze bardziej zaskakującymi zakończeniami coraz częściej wpadam w pułapkę „dawania szansy”. Już niejednokrotnie pisałam o tym, że kończę z eksperymentami czytelniczymi, a mimo to czasami jeszcze coś mnie podkusi i sięgam po coś nowego. Nadia Szagdaj nie jest debiutantką. Jest moją rówieśniczką i autorką serii kryminałów retro (co samo w sobie już brzmi bardzo ciekawie). Tym razem uderzyła w rynek czytelniczy thrillerem psychologicznym „To nie jest amerykański film” i muszę Wam powiedzieć, że zrobiła to w fenomenalnym stylu.

Matka Oliwii zostaje porwana. Kiedy wszystkim wydaje się, że kobiety już nie uda się odnaleźć, ta niespodziewanie odnajduje się. I pewnie towarzyszyłaby temu wydarzeniu bezwzględna radość, gdyby nie fakt, że Teresa nie chce nikomu opowiedzieć, co się z nią działo. Nie dlatego, że z powodu szoku przestała się komunikować, czy też dlatego, że blokują ją rysy na psychice. Ewidentnie widać, że stoi za tym coś więcej i ani dzieci, ani mąż, ani policja nie jest w stanie wyciągnąć z niej informacji. Oliwia nie poddaje się i za wszelką cenę próbuje dotrzeć do tego, co działo się z matką i dlaczego zachowuje się tak irracjonalnie.

Ta książka zaskoczyła mnie trzema rzeczami: pomysłem, tempem i zakończeniem. Z pozoru oklepana historia porwania i próby dotarcia do winnych została przez Szagdaj opleciona tyloma wątkami, że trudno mi znaleźć godne porównanie. Autorka pogrywa z czytelnikami „na ostro” i nie pozwala nabrać pewności do dalszego ciągu fabuły, stosując mnóstwo zabiegów, które wyprowadzają w pole. Zwroty akcji, rzucanie podejrzeń, sugerowanie rozwiązania – wszystko to odbywa się w takim tempie, że mój czytelniczy metronom po prostu szalał podczas lektury. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że pisarka nie usypia czujności. Wręcz przeciwnie – wyostrza ją do granic możliwości, dając nam po nosie kilkakrotnie. Stawia wysoko poprzeczkę nawet dla tych, którym wydaje się, że są „starymi wygami” i potrafią rozwiązać każdą zagadkę grubo przed zakończeniem książki. Ba! Szagdaj tak to rozgrywa, że nawet przewracając ostatnią stronę, wciąż jeszcze będziecie się zastanawiać, co tu się wydarzyło. Dopiero wtedy zaczniecie dodawać dwa do dwóch i… nabierzecie ochoty, by przeczytać tę książkę raz jeszcze, z wiedzą, którą przyniosły ostatnie strony.

Przyznam, że podczas lektury „To nie jest amerykański film” zastanawiałam się, kto tu popada w szaleństwo – ja czy bohaterka? A moim największym błędem było przekonanie, że wszystko skończy się tak, jak przewidywałam. Zostałam całkowicie zmiażdżona. Szagdaj pokazała, kto ustala reguły tej gry. Zagrajcie w nią i Wy.

Może Ci się również spodobać: