Recenzje

„Nagranie”
Małgorzata Falkowska

przez

Jestem trochę ciekawska. Gdy media trąbią o zaginięciu młodej osoby, zazwyczaj śledzę ten temat przez dłuższy czas, zastanawiając się, co mogło się stać. Nagłe zniknięcie podczas powrotu z imprezy, poszlaki wskazujące na najbliższych lub znajomych – to wszystko mnie ciekawi, ale jednocześnie niesamowicie przeraża. Nie potrafię wyobrazić sobie momentu, w którym uświadamiam sobie, że ktoś z mojej rodziny nie wrócił na noc do domu i nie poinformował mnie o zmianie planów. W głowie mi się nie mieści, że można żyć w zawieszeniu, czekając na jakiekolwiek wieści. Dla zainteresowanych – świetnie opowiedział o tym Adam Cioczek w książce „Zamieć”. Tematu zaginięć młodych mężczyzn podjęła się również Małgorzata Falkowska, tworząc kryminał „Nagranie”. Dla mnie to pierwsze spotkanie z autorką i muszę przyznać, że między nami nie zaiskrzyło.

Na przestrzeni sześciu miesięcy w Toruniu ginie pięciu mężczyzn. Jedyne, co wskazuje na ich porwanie, to tajemnicze przesyłki, które otrzymuje rodzina. Komisarz prowadzący śledztwo wspomaga się posiadającą dar jasnowidzenia kobietą i wspólnie próbują odnaleźć zabójcę – bo to, że mają do czynienia z seryjnym mordercą, jest pewne.

Trzeba przyznać, ze wydawnictwo zadbało o dobrą promocję książki, dołączając do egzemplarzy recenzyjnych gadżety, które pozwoliły na zabawę w detektywa. Co nie zagrało? Właściwie trudno mi wskazać jedną rzecz. Kryminał to specyficzny gatunek, w którym jeśli nic się nie dzieje, to nie tworzy się odpowiednie napięcie, którego oczekuję od pierwszych stron. W „Nagraniu” nie zadziało się nic. Autorka (przynajmniej przez pierwsze sto stron) skupiła się na opisywaniu bohaterów, którzy w żaden sposób nie byli ciekawi. O komisarzu Macieju Gorczyńskim nie jestem w stanie powiedzieć nic poza kwestiami dotyczącymi jego rodzinnych układów. Okazał się bezbarwną, żeby nie powiedzieć mdłą, postacią, która w zamiarze chyba miała być jedną z głównych, a sprawiała wrażenie przypadkowej. Nieco lepiej na jego tle wypadła Sylwia Trojanowska, wspomniana jasnowidz. Jednak paradoksalnie lepiej nie znaczy dobrze. Jej zachowanie było dla mnie infantylne, choć muszę przyznać, że przynajmniej da się ją jakoś określić (w przeciwieństwie do Gorczyńskiego).

Byłabym nie w porządku, krytykując całą fabułę, bowiem… nie dobrnęłam do końca tej historii. W połowie, kompletnie znudzona i spragniona porywającej akcji i ciekawych bohaterów, odłożyłam „Nagranie” z myślą, że może potrzebna mi przerwa i za kilka dni wrócę do lektury. Nie udało się. Z każdą kolejną stroną czułam, że zmuszam się do czegoś, na co nie mam w ogóle ochoty, co mnie nie wciąga, a wręcz przeciwnie – usypia.

To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Małgorzaty Falkowskiej. Kojarzyłam ją dotychczas z historii obyczajowych, choć przyznaję – żadnej nie czytałam. Podziwiam chęć zmiany, potrzeby odejścia od codzienności, stworzenia czegoś nowego. Mnie jednak „Nagranie” nie przekonało ani kreacją postaci, ani tempem, które w kryminale jest tak ważne.

Może Ci się również spodobać: