Rzeczywistość zawsze nas dopadnie. Nie ma możliwości, żeby istniała gdzieś poza nami, nie wpływając na nasze tu i teraz. Choćbyśmy nie wiem, w jakiej ułudzie żyli, prawda istnieje i nie pozwoli przeżyć naszego czasu na ziemi bez poznania jej istoty. Niedokończone sprawy, niewypowiedziane słowa, uciszone emocje – one wszystkie dojdą do głosu w najmniej spodziewanym momencie. Co wtedy? No właśnie, często kończy się to bólem większym niż można by przypuszczać.
Stefania i Elżbieta, bohaterki serii „Owoc granatu” Marii Paszyńskiej, próbują ułożyć swoje życie w Iranie po tym, jak udało im się wydostać z Syberii. Próbując znaleźć jakiś przymiotnik, określający każdą z części, uznałam, że pierwsza była najbardziej historyczna, druga najbardziej smakowita, a trzecia – „Świat w płomieniach” – jest zdecydowanie najbardziej polityczna i wzruszająca. Wydaje się, że bliźniaczki już odnalazły swoje miejsce i ze spokojem przeżywają kolejne lata u boku mężczyzn, którzy dają im to, czego oczekiwały. Tymczasem w na pozór spokojną codzienność zaczyna wkradać się przeszłość i to, co sukcesywnie było skrywane w sercach każdego z bohaterów. Do tego dochodzi sytuacja społeczno-polityczna w Iranie, który – dotychczas wolny – staje się centrum islamskiego fundamentalizmu, w którym nie ma miejsca dla obcych. Dotychczasowe swobody zostają ograniczone, a wszyscy, którzy nie hołdują nowemu porządkowi, stają się wrogami.
Mam wrażenie, że Paszyńska inaczej rozłożyła tempo w „Świecie w płomieniach” – spokojny początek, który odbiega rytmem od pozostałych części „Owocu granatu”, w pewnym momencie mocno przyspiesza. Podczas lektury odniosłam wrażenie, jakby autorka pogroziła nieco czytelnikom, mówiąc „ja wam pokażę, kto tu rządzi!”, całkowicie zmieniając naszą perspektywę i inaczej rozkładając akcenty – dotychczasowy brak zrozumienia dla postępowania Stefanii, wręcz krytyczne spojrzenie na jej osobę, zastępuje współczucie i pewnego rodzaju sympatia. Tymczasem Elżbieta, wzbudzająca respekt oraz uznanie… no cóż, nie zdradzę jej losów. Poznajcie je sami, bo naprawdę warto. To, co na pewno mogę Wam zdradzić, to fakt, że „Świat w płomieniach” jest niezwykle wzruszającą historią, która kończy się w najmniej spodziewanym momencie. Niesamowite, jak Paszyńska potrafi szarpać emocjami czytelnika! Konstruując taką, a nie inną fabułę trzeciej części „Owocu granatu”, wywróciła wszystko do góry nogami, pokazując, że dopóki życie trwa, dopóty wszystko może się zdarzyć. Swoich bohaterów ubrała w trudne do opanowania pragnienia, czyniąc ich jeszcze bardziej ludzkimi i bliższymi. Pozwoliła na błędy nawet tym najbardziej krystalicznym postaciom, co spowodowało, że wydarzenia, które mają miejsce w powieści, przyspieszają bicie serca i doprowadzają do momentu, w którym czytelnik przełyka łzy.
Pięknie Maria Paszyńska plecie losy bohaterów „Owocu granatu”, pokazując, że życie – nawet jeśli ustatkowane – może w każdej chwili się zmienić (na lepsze lub gorsze), a prawdziwych uczuć nie da się pogrzebać, nawet w imię spokoju i szacunku. Tam, gdzie w grę wchodzi miłość, człowiek pozostaje bezradny. Nawet, jeśli otoczy się pancerzem obojętności i akceptacji. Mądrość, która bije z całej tej serii, jest wystarczającym powodem, żeby uznać ją za lekturę obowiązkową.