Nie mam problemu ze swoim wiekiem. Powiem więcej: za kilka dni stuknie mi 35 wiosen i czuję się z tym faktem całkiem nieźle. Nie zapadam się w sobie z powodu moich lwich zmarszczek i tej jednej, wyróżniającej się, poziomej, która pojawiła się chyba dlatego, że ja ciągle się dziwię – ludziom, ich zachowaniom i różnym sytuacjom (bo przecież nie ze starości!). Nie płaczę w poduszkę (a przynajmniej nie głośno i niezbyt często), że tu i ówdzie już nie jest tak jędrnie jak dziesięć lat temu i że z każdym rokiem bliżej mi do bycia babcią. No dobra, tu już lekko przesadziłam. Nie zmienia to faktu, że gdyby zdarzyła się okazja „zamieszkania” w ciele młodszej kobiety, pod jej imieniem i nazwiskiem oraz z jej historią życia, to z pewnością bym się nie zamieniła. Małgorzata Lindberg ma jednak inne zdanie na ten temat i gdy tylko ma możliwość, przyjmuje ciało młodszej dziewczyny i próbuje realizować swoje niespełnione marzenia aktorskie. Tak zaczyna się „Tajemnica Sary H.” Pauliny Wróbel. I powiem Wam, że ten pomysł stał się kanwą całkiem niezłej komedii, swoistego pastiszu otaczającej nas celebryckiej rzeczywistości rodem z „Pudelka” i innych „Jastrzębiów”.
Moim zdaniem w sferze lekkiej i przyjemnej literatury obyczajowej to wymarzony debiut. Świetnie przemyślana fabuła, bardzo sprawnie przelany na tekst pomysł pomysł, mnóstwo dobrego humoru, ironii i pozytywnych emocji – taka jest historia Sary. Całości dopełnił fakt, że Wróbel na swoich bohaterów wybrała bardzo charakterystyczne postaci: piękną, a jednak starzejącą się aktorkę, młodą dziewczynę, która jest klasyczną szarą myszką, czy też poszukujące miłości medium. I niby cała historia wydaje się mocno podkolorowana i nierzeczywista, a jednocześnie, gdy poświęcimy chwilę, okazuje się, że znajduje swój odpowiednik w otaczającym nas świecie, bo cały szkopuł w tym, że ci wymyśleni i nietypowi bohaterowie wcale tacy nie są. Wręcz przeciwnie, w niektórych momentach jesteśmy w stanie odnaleźć w nich swoich znajomych.
Myślę, że cały sukces tego debiutu polega na tym, że mimo wymyślonej i całkowicie nierealnej historii, sporo jej elementów pochodzi z naszego życia. Śmiejemy się z wielu scen po to, by po chwili zorientować się, że one wcale nie są takie znowu urojone. Nie zmienia to faktu, że autorka ubrała codzienność w bardzo sprytną opowieść o braku wewnętrznej zgody na upływający czas, tak zwane parcie na szkło i dochodzenie do celu choćby po trupach. Coś Wam to mówi? Tak, to otaczająca nas rzeczywistość. Myślę, że pod woalem świetnej komedii Paulina Wróbel przemyciła coś więcej niż tylko lekką opowieść o szalejącej rozgoryczonej czterdziestolatce i kryzysie wieku średniego. I zrobiła to z niezwykłym wdziękiem. Polecam.