Recenzje

„Nie umieraj do jutra”
Wacław Gluth-Nowowiejski

przez

Dochodzi 15. To znak, że za chwilę skończę pracę, bo przecież przyszłam wcześniej. Za oknem deszcz, buro i nieprzyjemnie. Wsiadam do samochodu i po dwudziestu minutach jestem na swoim osiedlu. Denerwuję się, bo pod blokiem nie ma miejsca do parkowania. W głowie przeklinam wszystko, bo rozpadało się nie na żarty, a ja nie mam ani parasola, ani nawet cieplejszego swetra. Wbiegam do klatki mokra jak kura, skaczę po dwa schody, byle szybciej do domu. Ledwo otwieram drzwi, a już zrzucam przemoknięte buty i pędzę pod prysznic. Oblewam się gorącą wodą, odzyskując powoli odpowiednią temperaturę. Ubieram ciepły szlafrok, przygotowuję kawę i przykrywam się ciepłym kocem. „Niby wiosna, a tak zimno” – narzekam w głowie. Biorę lekturę do ręki i… trochę mi wstyd.

Trudno jest oceniać reportaż. Szczególnie, gdy jego bohaterami są… prawdziwi bohaterowie. A takich właśnie spotykamy w książce „Nie umieraj do jutra” Wacława Glutha-Nowowiejskiego – osoby nieprzypadkowej, żołnierza AK, jednego z tych właśnie bohaterów. Wspomniana książka to kontur, zarys kilku jestestw, które przeżyły momenty, na które żaden człowiek nie może się przygotować. To portret warszawskich Robinsonów, którzy ukrywali się w zgliszczach stolicy po upadku Powstania Warszawskiego i z nieprawdopodobną wolą przetrwania… trwali.

Trochę krępujące jest dla mnie recenzowanie tej książki. Nad czym mam się rozwodzić? Nad świetnymi charakterystykami postaci? Przecież to nie Gluth-Nowowiejski ukształtował bohaterów – to ludzie z krwi i kości. Autor nie wymyślił trzymającej w napięciu i niesamowicie emocjonującej fabuły – historia ją wymyśliła. „Nie umieraj do jutra” nie da się zrecenzować tak, jak każdej innej książki. Tę swoistą opowieść o ludziach czynu, śmiertelnych nieśmiertelnych, pozostawionych sobie bohaterach trzeba po prostu poznać. Nie dlatego, że jesteśmy im to winni. Myślę, że żaden z nich nigdy w ten sposób nie pomyślał. Moim zdaniem powinniśmy to zrobić dla siebie, bowiem ta książka – może wyda Wam się to dziwne – skłania do zadumy nad sobą. Ile w nas jest chęci życia? Ile odwagi? Ile patriotyzmu?

Kiedy wszyscy radośnie obchodzimy rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, rzadko kiedy pamiętamy, jakie były jego konsekwencje. Ilu ludzi, tyle opinii. Jednak często zapominamy o tym, że kiedy dla wszystkich Warszawa umarła, dla nich – warszawskich Robinsonów – to miasto wciąż istniało. Może zniszczone, może spacyfikowane, ale było. W jego gruzach toczyło się życie, choć nikt o tym nie wiedział. „Nie umieraj do jutra” jest tego wspaniałym świadectwem.

Może Ci się również spodobać: