Recenzje

„Farma”
Joanne Ramos

przez

Prawa kobiet to dość głośny temat. Gdy dołączymy do niego wątek związany z prawami imigrantów, otrzymujemy przepis na bestseller. Przynajmniej w teorii. Wydawnictwo Otwarte stanęło ostatnio na wysokości zadania, wydając książkę „Farma” Joanne Ramos i planując wydać „One płoną jaśniej” Shobhy Rao. Jako że miałam okazję przeczytać obydwie wspomniane powieści, mogę śmiało pogratulować wydawnictwu wyboru, bowiem każda z tych książek stawia w centrum pytania dotyczące kobiet i ich praw, tworząc wstrząsające portrety i buchając emocjami z każdej niemal strony. Wspomnę tylko, że „One płoną jaśniej” uważam za genialną, ale o tym będę pisała w osobnym tekście. Dziś poświęcę uwagę „Farmie”, która może nie jest tak dobra jak książka Rao, ale w moim prywatnym rankingu mieści się wśród bardzo interesujących i przede wszystkim nienachalnych lektur. Nachalność bardzo często mści się, tworząc pełen żądań manifest, który najczęściej finalnie sprowadza się do bełkotu. Ramos, biorąc na tapet kulisy biznesu surogacyjnego w USA, uniknęła patosu. Nie zapomniała również o tym, że historia – aby mogła zostać zapamiętana – musi nieść ze sobą emocje.

Ośrodek Złociste Dęby to miejsce, w którym przez dziewięć miesięcy przebywają kobiety spodziewające się dziecka. Wspaniała opieka, najlepsze jedzenie, najwyższy poziom troski i współczucia. A to wszystko w towarzystwie innych ciężarnych, co w teorii mogłoby świadczyć o dodatkowym luksusie w postaci bratnich dusz. Nic bardziej mylnego. Przebywające w Złocistych Dębach kobiety to surogatki, często imigrantki, które dla zarobku oddają swoje macice do dyspozycji innych kobiet, decydując się na urodzenie im dzieci. Atmosfera panująca w ośrodku nie ma nic wspólnego z cudownością, a wspomniana opieka ma charakter absolutnej kontroli. Do takiego miejsca trafia Jane, młoda Filipinka, która zostawia swoją kilkumiesięczną córkę pod opieką kuzynki, by móc urodzić zdrowe dziecko komuś innemu i tym samym zasłużyć na premię, która pozwoli jej utrzymać siebie i małą Mali.

Joanne Ramos w swojej książce rozłożyła na czynniki pierwsze emocje targane kobietą, która robi coś nie do końca w zgodzie ze sobą. To emocje tęskniącej matki, martwiącej się o swoje dziecko i trawionej wyrzutami sumienia, których za nic w świecie nie chce ukoić perspektywa zarobienia dużych pieniędzy. Kobiety, która nie potrafi poddać się zakłamaniu i nie ma w sobie krztyny wyrachowania. Jane, bo o niej mowa, zostają przeciwstawione inne bohaterki, z dyrektorką Złocistych Dębów na czele. Ta ostatnia stanowi osobny przypadek i jest przedstawicielką tych kobiet, którym udało się w życiu osiągnąć sukces mierzony zasobnością konta w banku i stanowiskiem. Podczas lektury cały czas zastanawiałam się, kto jest szczęśliwszy – uboga, prosta, samotnie wychowująca córkę, ale jednocześnie otoczona życzliwymi ludźmi Jane czy bogata, inteligentna, właściwie pozbawiona życia prywatnego Mae, której świat kręci się wokół biznesu. Historii w tej książce tyle, ile bohaterek, dlatego tak trudno jest się nią znudzić. Dla mnie była to bardzo ciekawa podróż do świata, w którym… nigdy nie chciałabym żyć. To ten rodzaj lektury, podczas której w głowie kłębi się milion myśli, przetykanych co chwilę jednym, zasadniczym pytaniem: co ja zrobiłabym na miejscu Jane? Bohaterka, stając się narzędziem w rękach pozbawionych sumienia ludzi, próbuje poradzić sobie w świecie pełnym dylematów. A może jednak nie? Może tytułowa farma to dla jednych po prostu sposób na życie, a dla innych furtka do normalności? Czytając “Farmę” możecie poszukać odpowiedzi na to pytanie.

 

Może Ci się również spodobać: