Recenzje

„Rana”
Wojciech Chmielarz

przez

Mogłabym powiedzieć, że zabranie ze sobą na urlop „Rany” Wojciecha Chmielarza to nie był dobry pomysł. Mogłabym. Autor dość długo kazał czekać na swoją najnowszą powieść. Po naprawdę dobrym „Żmijowisku” byłam pewna, że nie pominę jego następnej książki. Dlatego, gdy tylko pomyślałam, że na wakacje należałoby wziąć ze sobą jakąś lekturę, wybór był prosty, choć wcale nie oznaczał, że rzeczywiście ją przeczytam. Bo wiecie, ja na urlopie prawie nie czytam. Serio. Sycę się słońcem, wodą i jedzeniem. No i stało się. Spakowałam „Ranę” na dno walizki, przysłaniając ją prostownicą (po jaką cholerę ją brałam nie wiem do teraz), milionem kremów z filtrem i przekonaniem, że i tak nie tknę tej książki, bo dzieciaki mi na to nie pozwolą.

Tymczasem, będąc już na rzeczonym urlopie, pewnego pięknego dnia zorientowałam się, że coś zaczyna mnie podszczypywać. W lustrze zobaczyłam bordo „piękność”, która zamiast wyciągnąć z walizki wspomniane kremy z filtrem, to wyciągnęła książkę i zasiadła do lektury w trzydziestopięciostopniowym upale. Na leżaku, tuż przy basenie. Ze słonecznego Rodos przeniosłam się do pewnej prywatnej szkoły (z założenia ekskluzywnej, a w istocie koszmarnej) i poddałam się Chmielarzowi. Efekty opisane zostały powyżej. Czy było warto się tak poświęcić?

Po „Żmijowisku”, które nie było pozbawione wad, a mimo to bardzo przypadło mi do gustu, autor zjawił się wreszcie z nową powieścią, która jest boleśniejsza niż… niejedna rana. Biorąc za główny temat przemoc w rodzinie, pisarz nie może spodziewać się po czytelniku pozytywnych emocji i takowych omawiana książka jest pozbawiona. To lektura przepełniona brutalnością – nie tylko w wymiarze fizycznym, ale również psychicznym. Żadnego z bohaterów nie da się polubić (może poza matką jednej z uczennic, z którą jednak nie obcujemy zbyt długo – autor już o to zadbał), wszystkie ich działania zasługują na potępienie i trudno jest znaleźć w tej historii cokolwiek optymistycznego.

Chmielarz na kilkuset stronach przeplótł wiele kategorii zła – morderców, gangsterów, psychopatów. Kumulację osiągnął, dodając do tego bohaterów mających problem z alkoholem, depresją i pieniędzmi. Przyprawił wszystko naiwnością, samotnością i… siniakami. Pokazał świat, w którym dzieci muszą być dorosłymi, bo ci drudzy nie nadają się do niczego. To bardzo bolesna lektura, która we mnie wywoływała momentami mdłości. Uwierzcie – im dalej w las, tym mroczniej. Choć Chmielarz nie oszczędza nas ani przez chwilę, od pierwszych stron bombardując nas okrucieństwem, to jednak czuć, jak jego chęć opowiedzenia tej historii napędza się z każdym kolejnym wydarzeniem. Myślę, że właśnie to  doprowadziło do zakończenia, które jest najsłabszą częścią „Rany”. Odczuwałam pewne zgrzyty już wcześniej, jednak fabuła była tak wciągająca, że patrzyłam na to przez palce. Jednak – jak logika wskazuje – po zakończeniu już nic nie ma, więc nie miałam czym przykryć swojego wrażenia, że coś poszło nie tak. Ale wiecie co? I tak uważam, że ta książka jest naprawdę bardzo dobra. Nie tak dobra jak „Żmijowisko”. Wiem jednak jedno – ja zostaję Chmielarzowi wierna. I nawet odpuszczę mu mój szczypiący tyłek.

Może Ci się również spodobać: