Kiedyś uwielbiałam filmy akcji. Takie, w których ledwo kończy się jedna zapierająca dech w piersiach scena, a już zaczyna się kolejna. Filmy, podczas oglądania których niepostrzeżenie wszystkie mięśnie napinają się do granic, o czym najczęściej widz dowiaduje się, gdy na ekranie pojawiają się napisy końcowe. Tak, wtedy można poczuć, że film był naprawdę dobry. Z książkami jest nieco trudniej. Trzymanie zaciśniętych z ekscytacji mięśni przez dwa wieczory albo cztery lub pięć godzin bez przerwy? Niewątpliwie byłby to wyczyn. Film i książka to po prostu dwie różne formy rozrywki, choć obydwie skupiają się na opowiadaniu jakiejś historii. Są również takie lektury, które aż proszą się o sfilmowanie – do nich należy „Zdrada Skorpiona” Andrew Kaplana.
Już sama osoba autora daje przedsmak tego, co możemy znaleźć na stronach książki. Bycie korespondentem wojennym oraz żołnierzem armii amerykańskiej i izraelskiej daje solidne podstawy do tego, by mieć co opowiadać przez wiele lat. Kaplan zrobił ze swojego doświadczenia użytek i został autorem thrillerów szpiegowskich. Lepiej być nie mogło.
Kiedy zostaje zamordowany szef egipskich służb specjalnych, odpowiedni ludzie bardzo szybko orientują się, że zamach jest początkiem serii. Skorpion to jedyny człowiek, który potrafi złapać mordercę, niejakiego „Palestyńczyka”. Brzmi dość schematycznie. Jednak ta książka nie zasłużyła na to, by nazywać ją typową.
Przyznam, że pierwszy raz od dawna wcale nie przeszkadzał mi fakt, że czułam się rzucana przez autora z miejsca w miejsce. Bliski Wschód, Niemcy, Holandia, Stany Zjednoczone – Kaplan nie oszczędza czytelnika. Maksymalne skupienie na lekturze było niezbędne, ale wynikało raczej z tego, że pisarz nie odpuszczał swojemu bohaterowi nawet na chwilę, co rusz wplątując go w afery i stawiając na jego drodze kolejnych czyhających na jego życie przeciwników. Czytając „Zdradę Skorpiona” i wchodząc w skórę tytułowego byłego agenta CIA, stajemy się poniekąd pionkami w grze, którą toczy tajemniczy „Palestyńczyk”, próbując uciec przed śmiercią z rąk tego, który ściga go po całym świecie. Specyficzne napięcie mięśni, o którym pisałam we wstępie, pojawia się bardzo często, bowiem Kaplan tak prowadzi akcję, by za każdym rogiem czekała na nas jakaś niespodzianka. Szkopuł tkwi w tym, że nigdy nie wiemy, jaka. A nasz bohater nie dość, że jest nieustraszony, to wydaje się być w dodatku niezniszczalny (w ten mądrzejszy, mało „bondowski” sposób).
Myślę, że to świetna lektura dla tych, którzy łapczywie wciągali powietrze podczas oglądania takich filmów jak „Zawód: szpieg” czy innych hitów z tego gatunku. To książka również dla tych, którzy niespecjalnie lubią czytać, a wolne chwile wolą spędzać przed ekranem. Ta powieść jest niesamowicie filmowa i nawet entuzjastom raczej kina niż książek dostarczy wiele emocji.