Literackie nagrody zobowiązują. Nie tylko pisarzy, ale także czytelników. Trochę słabo nie znać autorów, którzy otrzymują wyróżnienia, szczególnie te istotne. Międzynarodowy Festiwal Kryminału dla miłośników tego właśnie gatunku jest pewną wytyczną, a skoro Igor Brejdygant otrzymał nagrodę im. Janiny Paradowskiej, to dobrze byłoby wiedzieć, kto zacz. „Rysę”, za którą autor otrzymał wspomniane wyróżnienie, postanowiłam sobie chwilowo odpuścić i zacząć od drugiej części serii, „Układu”.
Wstępne rozeznanie w kwestii autora zapaliło w mojej głowie pewną lampkę, bowiem okazało się, że Brejdygant to nie jest przypadkowy człowiek, debiutant, któremu przyśniła się historia i postanowił ją opowiedzieć. To facet, który wyśnił tych historii już wiele, przenosząc nawet niektóre na ekran. Przyznaję – słabo, że wcześniej o tym nie wiedziałam. „Układ” miał wszystko zmienić, wywołać we mnie miłość do kolejnego pisarza (swoją drogą – to moje literackie serce wcale nie jest szczególnie pojemne, a jednak co jakiś czas ktoś nowy się w nim pojawia). Czy się udało? I tak, i nie.
Komisarz Monika Brzozowska przebywa na bezpłatnym urlopie po tym, jak w obronie własnej zabiła swojego męża. Wolny czas nie upływa jej na gojeniu ran. Przeciwnie, owe rany pogłębiają się z każdym dniem. Sprzyjają temu kolejne dawki narkotyków, których sobie nie szczędzi. Fabuła nie zaskakuje – poturbowana przez życie pani komisarz nagle musi wrócić do pracy, aby rozprawić się z bandą zboczeńców-pedofilów. Giną kolejni świadkowie i (jak to zwykle bywa) sytuacja robi się napięta.
I gdyby tak wziąć ten kryminał „na sucho”, oprzeć się jedynie na tej powierzchownej fabule, to śmiało można by powiedzieć, że Brejdygant nie zabłysnął. Dość niewiarygodna postać Brzozowskiej, która wciąga wszystko, co tylko ma pod ręką, nieprawdopodobna historia zabójstwa jej męża i wszystko, co dzieje się wokół tej postaci, zupełnie mnie nie przekonała. Być może byłoby mi łatwiej, gdybym jednak sięgnęła najpierw po „Rysę”, bowiem autor nie zadbał o czytelnika na tyle, by cała historia była klarowna i kleiła się ze sobą. Rzeczywiście odniosłam wrażenie, że się starał, ale chyba jednak nie do końca wyszło. Jestem przekonana, że gdyby temu podołał, postępowanie pani komisarz byłoby dla mnie bardziej zrozumiałe (podobnie jak historia z jej mężem).
Jest jednak jeszcze to drugie dno. To coś, co sprawia, że fabuła to nie tylko płytka historyjka. „Układ” rzeczywiście niesie ze sobą coś więcej, pokazuje śmierdzący świat pozbawiony lojalności i uczciwości. Brejdygant odziera z pięknych szat kler, z impetem kopie w nogi krzeseł, na których siedzą politycy, niby przypadkiem rozlewa szambo na wypucowane lakierki biznesmenów. I robi to bez wahania. Szkoda, że „Układ” okazał się taki nierówny. Świetne tło i średni front to dla mnie za mało, ale trzymam kciuki za autora, bo wierzę, że tę historię można jeszcze wyprowadzić „na prostą” – może w kolejnej części?